sobota, 31 maja 2008

I po Masie Krytycznej w Zielonej Górze

Masa krytyczna zaczęła się w piątek o godz. 17. Ok. 120 cyklistów wyjechało
na zielonogórskie drogi, żeby zablokować ruch.

Trasa miała 5,5 km i wiodła od pl. Bohaterów, przez ul. Westerplatte,
Staszica, Waryńskiego, Podgórną, Długą, aż do ronda PCK. - Chcemy zwrócić uwagę
zielonogórzan, a w szczególności kierowców, że rowerzyści są równoprawnymi
uczestnikami ruchu. Zielona Góra nie jest miastem przyjaznym cyklistom. Brakuje
wypożyczalni i parkingów - mówił Robert Górski, organizator manifestacji. -
Brakuje porządnych ścieżek rowerowych. Te, które mamy, są fatalne i w stylu
pojawiam się i znikam, jestem i nagle mnie nie ma - krzyczała pani Krystyna z
Zielonej Góry, która kilka dni temu na jednej z tras rowerowych przebiła oponę i
na manifestację przyjechała rowerem prosto z naprawy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Zielona Góra, 2008-05-30 18:17













Zdjęcia: Agora

poniedziałek, 26 maja 2008

Masa Krytyczna - przejazd rowerzystów przez miasto już w piątek


Zapraszamy wszystkich na Masę Krytyczną, która odbędzie się już w ten piątek 30 maja o godz. 17:00. Start z Placu Boh. Westerplatte. Akcja jest legalna i ma odpowiednie zezwolenia. Wszyscy bierzemy gwizdki, trąbki itp. ;)

(wg forum GW)

środa, 21 maja 2008

Stróże własnych praw

Fabryka Wiedzy nr 10/2008

W głowach mieszkańców regionu lubuskiego zalega spuścizna pozostałości feudalnych relacji pana i poddanego, zaborów i totalitarnego państwa. Powoduje ona, że zarówno ludzie nie korzystają ze swoich praw, jak i władze nie potrafią, a często i nie chcą, ich przestrzegać.IDEA 2000 od samego początku miała być i była klasycznym watchdogiem. Pojęcie to narodziło się w obszarze języka angielskiego i tłumaczone jest na język polski jako „pies stróżujący”, „pies pilnujący”.

Podejmowane w Polsce próby nazywania watchdoga strażnikiem są mało efektywne, co każdy sprawdzić może w dowolnej wyszukiwarce. Czego pilnuje taki pies? Watchdogi pilnują różnych spraw, jednak większość z nich pilnuje konkretnych praw człowieka. IDEA 2000 strzeże prawa człowieka do informacji.Polska zobowiązała się do ochrony prawa do informacji i każdy może, korzystając ze swojego prawa sprawdzić, jak władze to zobowiązanie wykonują. W świecie utrwaliła się już terminologia dotycząca prawa człowieka do informacji. Podobnie jak nazwa watchdog większość terminów ma anglojęzyczne pochodzenie.

Problematyka związana z powszechnym, podmiotowym prawem człowieka do informacji, narodowymi procedurami udostępniania informacji, orzecznictwem sądów w tej dziedzinie oraz praktyką ochrony tego prawa, określana jest skrótem FOI lub FOIA. Skrót pochodzi od nazwy amerykańskiej ustawy (Freedom of Information Act) przyjętej na początku lat 60-tych XX-go stulecia. FOIA do dzisiaj służy jako wzorzec poprawnej, narodowej procedury udostępniania informacji.

Narodziny
Pod koniec drugiego tysiąclecia „wilcza tropa” mojego życia, jak powiedziałby Mariusz Wilk, zaprowadziła mnie z powrotem w strony rodzinne. Już wcześniej starałem się używać mojego prawa do swobody wypowiedzi a w szczególności części składowej tego prawa człowieka – prawa do informacji. Przełom tysiącleci na mojej ojczystej lubuskiej ziemi obfitował w nowe rozwiązania ustrojowe, pojawiały się powiaty i powstało województwo lubuskie.

W końcu 1999 roku był jednak jeszcze wojewoda zielonogórski i to on zdecydował, aby wystąpić do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze o zakaz działalności zgłoszonego stowarzyszenia zwykłego IDEA 2000. Dlaczego trzy osoby, państwo Perlakowie z Bytomia Odrzańskiego i ja, założyły to stowarzyszenie? Potrzeba oglądania tego, co czyni władza, znalazła stosowne odzwierciedlenie w regulaminie stowarzyszenia. I właśnie te postanowienia regulaminu IDEI 2000 oraz własna decyzja wojewody zielonogórskiego, jako organu nadzoru, doprowadziły go do sądu. Sąd umorzył wszczęte na wniosek wojewody postępowanie o zakaz działalności IDEI 2000, strony postępowania się nie odwołały i stowarzyszenie rozpoczęło działalność.

W styczniu 2000 roku u starosty nowosolskiego zażądaliśmy udostępnienia naszych akt. Akt nie było, gdyż ustępujący wojewoda zielonogórski nie przesłał ich staroście, chociaż miał taki obowiązek. Obejrzeliśmy więc na tym konkretnym przykładzie, jak wyglądały praktyczne początki powiatów. Starosta zażądał akt od sukcesora wojewody i w lutym 2000 r. akta IDEI 2000 pojawiły się w starostwie. Obejrzeliśmy uważnie nasze akta, łącznie z zastrzeżeniami wojewody do naszego regulaminu i postanowieniem sądu.

W tej części Europy w głowach mieszkańców, jak i ich władz, zalega spuścizna pozostałości feudalnych relacji pana i poddanego, zaborów i totalitarnego państwa. Powoduje ona, że zarówno ludzie nie korzystają ze swoich praw, jak i władze nie potrafią, a często i nie chcą, ich przestrzegać. Watchdogi, takie jak IDEA 2000, pokazują, że można ze swoich praw korzystać i zmuszać władze, aby poważnie traktowały swoje obowiązki.

Droga do przejrzystości
Wysoka jakość życia naszych skandynawskich sąsiadów, wyrażająca się w regularnym zajmowaniu miejsc w pierwszej dziesiątce światowej w rozlicznych rankingach (HDI, PKB, indeks atrakcyjności inwestycyjnej, itp.) jest m.in. następstwem powszechnego korzystania przez nich ze swojego prawa do informacji. To skutkuje transparentnością struktur i procesów oraz prowadzi do np. radykalnego obniżenia tzw. podatku korupcyjnego, wysokiego w naszej części Europy oraz stanowiącego istotną barierę rozwojową.

Również mentalność ludzi, wychowujących się w transparentnych społeczeństwach i państwach, jest inna, co może zauważyć nawet przeciętny obserwator. Na drogę, która doprowadziła ich do obecnego miejsca, pierwsi weszli Szwedzi, przyjmując pod koniec XVIII wieku ustawę „o prasie i dokumentach urzędowych”. Była to pierwsza w świecie procedura udostępniania każdemu Szwedowi należnej mu informacji. Ustawa zaczęła być stosowana i skutki społeczne rychło stały się widoczne. Zmieniała się władza i zmieniali się ludzie.

Szwedzi, gdy wchodzili na tą drogę, najprawdopodobniej nie uświadamiali sobie jeszcze, dokąd ona ich zaprowadzi. Jednak już w ówczesnych działaniach ustrojowych wyraźne jest ich pragnienie zorganizowania przyjaznego, wygodnego dla obywateli państwa. Dla rozwoju zdarzeń duże znaczenie miała postawa posiadających osobistą wolność szwedzkich chłopów, dotychczas chętnie poszukujących szczęścia w szeregach królewskiego zaciężnego żołdactwa. Być może była to ich reakcja na kres imperialnych mrzonek, których rezultatem były szwedzkie kości porozrzucane po niezliczonych polach bitewnych i spoczywające w mogiłach od zachodniej Nadrenii do wschodniego Naddnieprza. Odwrót od pragnień zdobycia wojennej sławy, bogactwa i awanturniczego życia gdzieś w Europie a skupienie się na wygodnym urządzaniu domu ojczystego stał się mentalnym fundamentem, na którym ustawa mogła się oprzeć.

Tu i teraz praw człowieka
Rzeczywistość, w której tkwimy, przynosi w dziedzinie praw człowieka ciągle nowe, interesujące zjawiska. Jednym z nich jest prawdziwy wysyp w ostatnich czasach różnego rodzaju zasad, regulaminów, kodeksów etycznych i tym podobnych regulacji. Jakość ich najczęściej jest niska, gdyż podejmowane są często pod określone potrzeby PR-owskie lub wręcz propagandowe. Czytając te współczesne wytwory umysłu, często dowiedzieć się z nich można, że prawa człowieka nie mają charakteru obiektywnego, to jest niezależnego od ludzkiej woli, powszechnego a więc dotyczącego wszystkich ludzi itp., itd. W mojej opinii autorów tych regulacji, których dla wygody nazwiemy dalej „wymyślaczami”, podzielić można na następujące grupy.

Prostaczków, a więc takich, którzy jeszcze nie słyszeli o tym, że ludzkość prawa człowieka już odkryła i że wiedza o nich jest dostępna. Ta grupa jest najbardziej naturalna i najłatwiej jej członkowie zdolni są do zmiany swoich zachowań. Wszyscy bowiem na czymś się nie znamy, jest to znacznie częstsze od wiedzy. Najpełniej wyraził to Sokrates, mówiąc z pokorą wobec swojej ludzkiej natury: „wiem, że nic nie wiem”. Okazy z tej grupy występują licznie przy wszelkich przedsięwzięciach regulacji czegokolwiek. Ze względu na cywilizacyjne prostactwo oraz naturalną naiwność są szczególnie chętnie wykorzystywani przez polityków, propagandzistów i manipulatorów.

Gorzej sprawa się ma z przedstawicielami drugiej grupy wymyślaczy. Należą do niej wcale liczni samorządowi feudałowie oraz ich akolici, którzy co prawda słyszeli o prawach człowieka ale uważają, że nie maja one obiektywnego charakteru i w związku z tym zależą one od woli tychże feudałów. Perswazja zmierzająca do zmiany ich zachowania najczęściej jest nieskuteczna, gdyż godzi w rozbuchane ego feudała. Uważa on, że jest boskim pomazańcem, z tym że akt pomazania zastąpiony został przez akt wyborczy.

Zostałem wybrany na włodarza, jak lubią ich nazywać przymilni dziennikarze, dlatego to ja określać będę zasady. Uniwersalne prawa człowieka to są w Strasburgu lub jakiejś tam Brukseli, ale nie tu w Pcimiu Dolnym. Ja ustanowię prawa mieszkańców Pcimia Dolnego. To, że różnią się one od znanych praw człowieka, nie ma znaczenia, podobnie jak to, że nie ma potrzeby w ich ustanawianiu. Włodarzem Pcimia Dolnego jestem, więc ja o tym decyduję. Korzystając z okazji ukształtuję je tak, aby mnie włodarzowi żadni postronni gapie do gabinetu nie zaglądali.

Nic więc dziwnego, że rozliczne zarządzenia wójtów, burmistrzów i prezydentów, jak również uchwały rad, pełne są rażących naruszeń konkretnych praw lub wolności człowieka. Stoi za tym również brak profesjonalizmu pracowników samorządowych, gdyż jak zauważył publicznie jeden z nich, dobrze znający swoje środowisko: „im gorzej ktoś radzi sobie z prawidłowym stosowaniem Kodeksu postępowania administracyjnego, tym gorętszym jest zwolennikiem przyjęcia kodeksu etycznego”.

Grupę trzecią wymyślaczy stanowią pospolici aroganci, przez lud polski charakteryzowani jako „głupi mędrkowie”, którzy za nic mają dotychczasowy dorobek ludzkości i sądzą, że to oni właśnie są współczesnymi Kopernikami, którzy spowodują przewrót w dziedzinie praw człowieka. Pomijają przy tym powszechnie znany fakt, że Kopernik zanim przewrót kopernikański spowodował, astronomiczny i filozoficzny dorobek ludzkości znakomicie znał i strawił lata całe na rozumnym spoglądaniu w niebo.

Ta grupa nie zadaje sobie trudu poznania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności – potocznie zwanej europejską, orzecznictwa trybunału strasburskiego. Członkowie tej grupy zresztą aktywnie ze swoich praw człowieka nie korzystają (wolą znajomości), więc i okazji do poznania ich istoty i granic - nie mieli. Zapominają o tym, że Kopernik, Luter – to były byty pojedyncze i pojawiające się w historii dość rzadko, podobnie jak i w konsekwencji - wszelkie przewroty również.

Ciągle obficie i w liczbie mnogiej Kopernikowie, Napoleonowie, Aleksandrowie Wielcy, występują natomiast w zamkniętych placówkach medycznych. Przedstawicieli tej grupy licznie spotkać można wśród autorów regulaminów wspólnot mieszkaniowych, osiedli, spółdzielni mieszkaniowych, zasad i kodeksów etycznych stowarzyszeń.

Kolejną grupę wymyślaczy stanowią korporacyjni cynicy, którzy doskonale wiedzą, że swoimi wytworami naruszają prawa i wolności człowieka ale czynią to będąc przekonani przez swoich szefów, że owe naruszenia służą interesom korporacji zawodowej, firmy itp. Regulacje przez nich robione bardzo często charakteryzują się widoczną przenikliwością w omijaniu praw i wolności oraz niezłym prawniczym instrumentarium. Wiedzą oni również, że dzięki niechęci polskich funkcjonariuszy publicznych do wypełniania obowiązków, które na siebie wzięła RP, pozostaną bezkarni a przy tym sowicie wynagrodzeni.

Azjatyccy kuzyni
Niestety, Chińczycy lub Tybetańczycy w odróżnieniu od znajdujących się w komfortowym położeniu Europejczyków nie mogą liczyć na ochronę przepisami konwencji. Sygnatariuszami konwencji są państwa - członkowie Rady Europy. Prawa człowieka, ujawnione w Powszechnej Deklaracji Prawa Człowieka, istnieją niezależnie od woli ChRL. Chiny jednak deklarację podpisały, co oznacza przynajmniej deklaratywną wolę jej przestrzegania. Satrapowie chińscy to wiedzą i dlatego na ich zlecenie różni sprzedajni intelektualiści, a również i niektóre chińskie NGO-sy, rozwijają teorię tzw. azjatyckich praw człowieka. Uważają, że prawa z deklaracji to specyficznie europejski twór i nie ma on charakteru uniwersalnego.

Różnica między prawami człowieka ujawnionymi w deklaracji a np. tymi z tej azjatyckiej teorii wyraża się przykładowo w tym, że w deklaracji istnieje bezwzględny zakaz tortur, a w teorii azjatyckiej tego bezwzględnego zakazu nie ma. Najcelniejszy komentarz, jaki do tej pory czytałem, zrobił Łoziński. Zauważył on, że najwidoczniej autorzy owej koncepcji zakładają, iż „Azjatów boli inaczej".

Oczywiście, celem tej koncepcji jest zanegowanie uniwersalnego, obiektywnego charakteru praw człowieka i doprowadzenie do sytuacji, w której np. Chiny ogłoszą swoje prawa człowieka, różniące się od dotychczas nam znanych.Cel manipulacji, robionych na zlecenie chińskich satrapów czy też domorosłych - polskich, jest identyczny. Jest to zamiana powszechnie znanych praw człowieka na takie prawa, które będą wygodne dla autorów tych manipulacji.Możliwości polskich wymyślaczy są mniejsze od chińskich, natomiast ich ambicje im dorównują.

Watchdog – a co to za pies?
Wytrwałym czytelnikom, którzy przebrnęli przez dotychczasowe rozważania, należy się krótka definicja watchdoga. Definicji różnych jest sporo a i watchdogi bywają psami stróżującymi w różnych sadach. Oczywiście watchdog powinien wiedzieć, jakiego prawa człowieka pilnuje. Watchdog pilnujący prawa człowieka do informacji (PI) to: „każdy, dla którego udokumentowane korzystanie ze swojego prawa do informacji jest celem”. Definicja powyższa pozwala wyróżnić wśród każdych, watchdogów PI. Wskazuje na specyficzny, właściwy tylko watchdogowi PI sposób działania oraz dobitnie przypomina, że watchdogiem jest każdy i jego uprawnienia nie różnią się od prawa każdego innego człowieka.

Zenon Michajłowski Lider stowarzyszenia IDEA 2000 z Nowej Soli

Zielonej Górze potrzeba oświeconego ekologicznie gospodarczego liberalizmu

Jestem liberałem, i to takim liberalnym. Brr- otrząsają się konserwatyści. A Zielonej Górze po prostu brakuje liberalizmu. Twardego, ekonomicznego i marketingowego podejścia. Prywatyzacji miejskich włości, wyprzedaży miejskich kamienic, nieruchomości, magazynów (ba, są i takie, zajmują kwartał ulic za Teatrem Lubuskim!). Prywatyzacji miejskich wodociągów, ZGKiM-u, wysłania miejskich firm wzorem Ostrowa Wielkopolskiego na Centralną Tabelę Ofert albo nawet giełdę.

Po co mieszczan wozić mają komunalne autobusy? Po co monopol w komunikacji miejskiej? Czy komercyjny zarządca miejskich nieruchomości i mieszkań komunalnych oznacza droższe lokale? Nie! Rynek zarządzania nieruchomościami jest takim samym rynkiem jak inne, i państwowe podmioty są zwykle na nim gorsze.

Miasto to po prostu produkt. To lokalizacja twojej inwestycji, oddziału firmy, to miejsce zamieszkania dla ciebie, Inwestorze i dla twoich pracowników. To miejsce także dla ciebie, studencie, pracowniku. To o te kategorie ludności się najbardziej walczy.

Zielona Góra w tej chwili nie jest produktem. A mogłaby być. Opakowana np. w slogan „brama do Polski” byłaby atrakcją i dla turystów, i dla inwestorów czy cudzoziemców. Oczywiście opakowanie nie może być puste. Za marketingiem turystycznym powinny iść działania mające na celu zagospodarowanie turystyczne i rewitalizację Starego Miasta, które dziś totalnie odstaje estetycznie od np. zorientowanego na turystów centrum Jeleniej Góry, o Poznaniu czy Wrocławiu nie wspominając.

Ale zielonogórscy radni się zachowują jakby tych miast nigdy na oczy nie widzieli: kiedy na jedym ze spotkań powiedziałem że nasze władze powinny brać przykłady z innych miast, obecny na sali były szef rady miejskiej skomentował te słowa tak entyzjastycznie, jakby to była nie wiadomo jak genialna myśl- wg niego tutejsi radni mają siebie za omnibusów i zewnętrzne doświadczenia ich nie interesują. W Zielonej Górze można się jak na razie z wrażenia przewrócić.

Brak Lubuskiego Lata Filmowego w 2008 roku

To tylko przykład postępującej zapaści tego województwa. Festiwal w Łagowie tak naprawdę miał już tylko lokalne znaczenie. Nie był wg mnie imprezą ogólnokrajową, bo nie przyciągał ludzi z całego kraju. I przez to nie miał wielkich sponsorów. A mógł się nazywać Orange Lubuskie Lato Filmowe, Coca- Cola LLF czy coś takiego.

Ci ludzie jeżdżą do Cieszyna, pooglądać filmy Greenewaya i posłuchać co sam mistrz im powie. Tu było takie mydlo- powidło, brakowało czegoś inteligentnego, jakiejś erudycji. Do tego kiepska reklama. Może urażę tym organizatorów, ale sam mam przyjaciela który organizuje festiwal Afrykamera. Z wszystkiego innego się wycofał, przez cały rok robi tylko to- przygotowuje kolejną edycję. A przedtem razem robiliśmy portal internetowy. I mimo wszystko ten jego festiwal też nie jest bułką z masłem. W zeszłym roku wysłał 12 grantów, a nie dostał nic. A mimo to festiwasl się odbył.

Nie sądzę że festiwal się odrodzi po rocznej przerwie. Być może będzie musiał zaczynać od zera. W Lubuskim tak naprawdę mieszka coraz mniej aktywnych kulturalnie młodych ludzi, a to oni jeździli na ten festiwal. Dziś wyemigrowali w 80 %, część mieszka we Wrocławiu, inni w Poznaniu, reszta od Irlandii po Hiszpanię. Festiwal lokalny już nie ma sensu.

To województwo upada i się rozpada na wszystkich płaszczyznach. Jego egzystencja to poniekąd tragedia. Los festiwalu jest tylko tego przykładem. Da się go uratować, ale obawiam się że potrzeba kogoś na wyższym poziomie niż obecni organizatorzy- ci są zdolni tylko do zrobienia festiwalu o lokalnym charakterze, a nie o charakterze ogólnopolskim. Może im jest przykro za moją ocenę. Przepraszam.

W czym wiedzie Zielona Góra? (patrząc z Kielc)

Wizyta w Kielcach była nieco nieoczekiwana. Nie sądziłem że będę miał czas na wzięcie udziału w tej konferencji, mimo że nadesłałem referat. Ale jednak jakoś wyrobiłem się i dotarłem do Kielc na dwa majowe dni. Miasto mnie zaskoczyło. Jest o połowę większe od Zielonej Góry (ma tyle mieszkańców, co Trójmiasto Lubuskie), ale ile tu siedzib znanych firm, jakie tu są targi!

Tak, to właśnie Targi Kielce są powodem dla którego odwiedzam to miasto. W przeciągu kilkunastu lat wybiły się na drugą targową stolicę Polski- przed nimi są tylko Międzynarodowe Targi Poznańskie. Tutejsze targi są własnością miasta, i była to polityka tutejszych władz, które świadomie i długofalowo rozwijały Kielce na ośrodek kongresowo- targowy.

Dziś wygląda tu trochę jak w Stanach Zjednoczonych. Bardzo liczne hotele, w tym jeden to wielki kompleks, wieżowiec Hotelu Konresowego z salą bankietową, do której wieczorem jestem zaproszony na galę i uroczysty bankiet. Trafiam do stołu zarezerwowanego dla organizotorów targów. Ci produkują się, by pozostawić na gościach targowych jak najlepsze wrażenia. Stąd ta gala w hotelowym patio przypominającym naszą palmiarnię- chcą by biznesmeni i w przyszłości przejeżdżali do Kielc.

Mi jako prelegenowi na konferencji przypadło zadanie polemizowania z planami budowy od podstaw portu lotniczego w Obicach koło Kielc. Tutejsze władze chcą na ten cel przeznaczyć 250 mln PLN. Kończy się wykup gruntów, powstają pierwsze szczegółowe plany. Widząc upór i determinację, sądzę że lotnisko powstanie, nawet jeśli pomysł nie jest opłacalny finansowo.

W Kielcach jest wspaniała infrastruktura. Jest tu budynek Kieleckiego Centrum Kultury z trzecią największą sceną w Polsce, gdzie wystawia się nawet opery, i ma siedzibę filharmonia. Jest nawet teatr lalkowy i kilka innych. Jest tu nowozbudowany (w miejscu starego) wielki stadion piłkarski z krytymi widowniami na 15 tysięcy osób, obecnie najnowocześniejszy w kraju. Budowa kosztowała ok. 48 mln PLN.

Na górze Telegraf jest długi orczykowy wyciąg narciarski, trzy czy cztery razy dłuższy niż nasz na Górę Tatrzańską. W mieście działa Uniwersytet Humanistyczno- Przyrodniczy, Politechnika Świętokrzyska i ok. 10 niepaństwowych uczelni wyższych. Jest aż 9 muzeów, w tym Muzeum Narodowe w starym pałacu biskupim, z wystrojem wnetrza tworzącym tu klimat XVII- wiecznej siedziby magnackiej. Obok niego zrekonstruowano niedawno reprezentacyjny geometryczny Ogród Włoski. W innej części miasta buduje się Ogród Botaniczny o powierzchni 15 ha, wielokrotnie większy od naszego (2 ha). Na terenie miasta jest kilka rezerwatów przyrody.

Jadąc rano na konferencję nie mogłem się nadziwić ile na ulicach Kielc jest samochodów wiozących w porannym szczycie, ok. 9:30, biznesmenów do pracy. Kielce to także miasto wielkiego biznesu. Swoje siedziby ma tu m.in: Cersanit S.A., Barlinek, Kolporter, North Fish, NOMI, Mitex i Exbud. Tutejsze targi mają pozycję wicelidera i organizują dziesiątki imprez targowych rocznie, choć powstały dopiero w 1992 roku. Odwiedzając tutejsze centrum koferencyjne, jestem w szoku. To dobry europejski poziom, którego w ogóle nie spodziewałem się w tym rejonie kraju. Konferencja naukowa ma bardzo wysoki poziom, to klasa europejska.

Ciekawe są kieleckie media. Jest tutaj np. telewizja internetowa realizowana ze środków miejskich i przez pracowników Urzędu Miejskiego, m.in. przez rzecznika urzędu. Do tego prężnie działa wortal kulturalny Wici.info, rodzaj kalendarza wydarzeń kulturalnych zmiksowanego z serwisem społecznościowym osób bardziej wrażliwych artystycznie. Czegoś takiego bardzo brakuje w naszym mieście. Kielce to także sport. Żużel tu w ogóle nie istnieje- rolę rozrywki masowej spełnia tutaj klub piłkarski Korona Kielce, grający w I lidze. Lokalną dumą jest Vive Kielce- mający ogólnopolskie sukcesy zespół piłki ręcznej.

Mnie najbardziej fascynowały tutejsze trasy do downhillu- ekstremalnego sportu polegającego na zjazdach ze sporych wzniesień specjalnymi rowerami. Namówiłem mojego kieleckiego krewnego aby oprowadził mnie po tych trasach, jako ze sam uprawiam amatorsko taki sport. Zadzwoniłem też do Indiano, znajomego kieleckiego trenera capoeiry, licząc że może tego wieczora wspólnie powalczymy jeśli akurat tego dnia prowadzi zajęcia. Nie udało się, ale Indiano przez telefon był tak rozbrajająco miły i pozytywnie nastawiony, że dawno nie miałem tak sympatycznej rozmowy telefonicznej.

Między Kielcami a Zieloną Górą różnica jest tak gigantyczna, że aż brak słów by ją opisać. W porównaniu z Kielcami w Zielonej Górze nie ma niemal kompletnie żadnego biznesu. U nas nie zobaczymy w porannym szczycie samochodów z biznesmenami. Brak tego światowego poloru, cudzoziemców wielu kolorów skóry, jakich widziałem na gali czy na targach. Brak wielojęzycznego szwargotu, nawet jeśli tylko przyjezdnego. Brak zintegrowanego środowiska kulturalnego i artystycznego, brak infrastruktury.

Zielona Góra nawet w porównaniu z Kielcami jest prowincją, przede wszystkim gospodarczą i kulturalną, ale też trochę i sportową. Może dziś mamy mniej mieszkańców, ale kto zabrania lokalnym władzom stworzyć wreszcie Trójmiasto Lubuskie i połączyć populacje trzech sąsiadujących miast nie tylko na papierze, ale i w „realu” np. często i szybko kursującą koleją podmiejską, tak jak to się robi w Europie czy powoli i w Polsce? Zielona Góra może w przyszłości być czymś w rodzaju Kielc- ma i zupełnie niewykorzystany potencjał demograficzny aglomeracji, ma też kapitał ludzki, który co prawda w mojej grupie wiekowej (25- 30 lat) w zdecydowanej większości już wyemigrował, ale kto wie, może kiedyś wróci?

Zielona Góra potrzebuje pomysłu, własnego, oryginalnego, na to czym chce być w przyszłości. Miasta bez specjalizacji, bez tego głównego, wiodącego tematu, nie mają wielkich szans na rozwój. Te które taki motyw przewodni posiadają (jak choćby Kielce- miasto targów i kongresów) mają dzięki temu widącą rolę choćby tylko w jednej z dziedzin. Zielona Góra dziś nie wiedzie w niczym.

Tb808, najzdolniejszy fotograf Zielonej Góry

Po prostu-to najlepsze zdjęcia naszego miasta jakie znam. Oto galeria autora:

I kilka jego zdjęć z fotoforum GW:


Fot. Konkatedra

Fot. Nowa Palmiarnia w Ziel. Górze

czwartek, 8 maja 2008

Jakiś czas temu Lesław Batkowski dostał nagrodę Studiów Zielonogórskich

Wręczenie nastąpiło 18 kwietnia 2008 r. Oto słowa laureata:

Szanowni Państwo!
Z dużym zaskoczeniem, ale też z wielką radością i satysfakcją odebrałem wiadomość o przyznaniu nagrody Studiów Zielonogórskich.
Uważam, że jest to uhonorowanie działalności stowarzyszenia na rzecz rozwoju
miasta „Zielonogórskie Perspektywy”, a więc członków stowarzyszenia, którzy przygotowywali debaty o przyszłości Zielonej Góry, mieszkańców biorących udział w tych debatach, wykazując troskę o przyszłość naszego miasta, i dziennikarzy reprezentujących media patronujące debatom, informujący o nich i o problemach z tych debat wynikających. Wszystkim jestem bardzo wdzięczny. (...)
Lesław Batkowski

Pałac jako regionalne centrum kultury i sztuki

W wielu polskich miejscowościach znajdują się rozległe kompleksy pałacowe i zamki. Tylko w nielicznych przypadkach powrócili dawni przedwojenni właściciele tych posesji, obchodzący zakaz wykupu bezpośredniego zakupu polskiej ziemi przez obcokrajowców poprzez tworzenie spółek które mogą zakupić takie nieruchomości. Wbrew powszechnym obawom, ich pojawienie się nie spowodowało zagrożenia, a raczej stworzyło realną szansę odtworzenia na ogół zrujnowanych zabytkowych obiektów.

Jednakże problemem jest zagospodarowanie obiektów, których dawni właściciele nie kwapią się do powrotu i odbudowy rodowego dziedzictwa. Niemal każdy polski powiat czy miasto ma jakąś siedzibę magnacka, książęcą, czy też zamek. Jak je wykorzystać z pożytkiem dla regionu? Pomysł nadszedł z zachodu Europy- tamtejsze dawne siedziby arystokratyczne zostały przekształcone na centra kulturalne. Tutaj są muzea, wystawy, odczyty, koncerty. Albo ekskluzywne hotele.

To może być pomysł dla podzielonogórskich pałacy w Zaborze, Przytoku, Bojadłach. Jakiś czas temu jeden z zielonogórskich studentów rozpoczął pracę magisterską o możiwości odbudowy pałacu w Zatoniu (na zdjęciu sprzed II wojny). Także funkcja kulturalna może być jedną z opcji na jego wykorzystanie.

Niemieckie przykłady z sąsiedniej Brandenburgii
http://www.schlosshotels-brandenburg.de/viewer.html
http://www.schlosstheater-rheinsberg.de/

Skarga w sprawie procesu decyzyjnego odnośnie A2 do Komisji Europejskiej

In our region, in Lubuskie Voidvodship (called Lebus Palatinate in English) a motorway A2 is being built. The decision process took place not in front of the public opinion. People, such as our group, knew nothing. Documents were not published, meetings with inhabitants of the areas where the motorway would pass by, were not organised.

As far as I know, such decisiontaking is illegal according to EU rules. Such process should be open and unbiased. People should be able to make remarks, comments to the plans. I am now concerned how the investment that is about to take off very soon, will pass through areas of protected nature, such as the protected landscape park around the tiny town Łagów. I wonder, if the passagers for wild animals were properly located and are in sufficient quantity. In previous parts of the A2, they weren't.

There are many unanswered questions concerning this inwestment. Alas, I see and read in Polish press that European Commission agreed with Polish government to skip the whole democratic decisionmaking process because of Polish agreement to protect larger parts of the country as Nature 2000 areas. Such decisions are against the ideas of grass-roots democracy, they support the totalitarist version of state where not the people, but authorities decide. We have serious problems with our democracy, and state subsidies to large parties that deter competition from the smaller and newer parties. A democratisation is needed, and European Commission is acting against it.

How we, citizens of our region Lubuskie, should take part in it? I ask the Commission to take steps to:

- allow for democratic decisionmaking process in the case of A2 motorway in Lubuskie Voidvodship, conform with the EU rules

- put pressure on Polish government to change the current rules on decisionmaking of investments, that are contrary to EU law.

Chcą wyciąć drzewa na rzece w centrum Szprotawy


Dostałem telefon od obywatela sprzeciwiającego się planowanej wycince 180 drzew na rzece Szprotawce płynącej przez centrum Szprotawy. Nie wiem czy moi czytelnicy tam byli- te drzewa nad rzeką są istotnie bardzo ładne, a w tamtym mieście brakuje zieleni. Pan który zadzwonił poinformowal mnie iż jedna z instytucji, zarząd gospodarki wodnej czy coś w tym rodzaju, zamierza wyciąć te drzewa w ramach betonowiania kanału. Z doświadczenia wiem że te zarządy to niekiedy osoby niekompetentne, bez żadnego szacunku dla przyrody. Przy ul. Szwajcarskiej w Zielonej Górze ciąg kilku wodospadów na strumyczku zamienili na betonową kaskadę ze stopniami.
Fot. Ratusz w Szprotawie

Ilu mieszkańców mieszka wg ciebie w Zielonej Górze?