niedziela, 28 grudnia 2008

Mapa wycinek lasów wokół miasta

Fot. Wycinki "Lasów Państwowych"u podnóża Jagodowego Wzgórza. fot. R. Głód

Chyba niekompletna, ale alarmująca. Najstraszniejsza jest działalność Lasów Państwowych u ponóża Góry Wilkanowskiej- wycina tam się poszycie leśne, wszelkie krzewy i mniejsze drzewa, mimo że jest to najciekawszy przyrodniczo fragment lasów na Wzgórzach Piastowskich.



View Larger Map

Zespół "Bismillah" (reggae) szuka klawiszowca

Tak stwierdził Rudy. Szczegóły i kontakty na http://www.bismillah.pl/.

Wąwozy Góry Wilkanowskiej

Południowy stok Góry Wilkanowskiej (wzniesienia morenowego z piasku) obfituje w ciekawe wąwozy w liczbie dwóch. Oto wąwóz po wschodniej stronie góry. Zdjęcia z dziś, autor: R. Głód


sobota, 27 grudnia 2008

Zapraszam do Parku Poetów

Ruszyła strona http://www.parkpoetow.prv.pl z poniższą mapą choć niespecjalnie działa.

Mapa powiększalna:


View Larger Map

Odnosnik:
http://maps.google.co.uk/maps/ms?hl=en&ie=UTF8&msa=0&msid=104746911036818565732.00045f0bf63c55a52cd0e&ll=51.944053,15.539625&spn=0.009801,0.019226&z=16

Mapa i fotografie:


























Dobry nazista P.?

Niejaki P., nazista ze swastyką wytatuowaną na sercu, nie żyje. Mój kumpel widział go jak zaszywał się w swoim mieszkaniu z ogromną ilością redbulli czy czegoś podobnego. Podobno owe drinki energetyzujące kupił w promocji. Tydzień później nie żył- w oficjalnej wersji popełnił samobójstwo. Ojciec podobno wygonił go od siebie z mieszkania, a on mieszkał z nim i nie miał gdzie pójść.

P. był podobno neonazistą, ale wg słów mojego kumpla, takim dobrym neonazistą. Nie lubił tutejszych zielonogórskich neonazistów, chyba nie podobało mu się że biją nastolatków za ”niesłowiańską” fryzurę czy strój. Oburzało go, że biją oni dzieci, starszych nastolatków. Podobno nawet zwichnął sobie nogę kopiąc jednego z nich, przynajmniej tak to objaśniał. Przesiadywał często w miejscach gdzie spotykali się młodzi. Mi dał nawet swój numer, mówiąc że gdy ktoś mnie zaatakuje, mam dzwonić do niego. Chyba chciał robić za rodzaj niby-Antify?

Jego zagadki nie udało mi się rozwiązać. P. odszedł, nie żyje. Rozmawiałem z nim kilka, kilkanaście razy. A tu- proszę, podobno się powiesił. Komentując ową opowieść, odpowiedziałem przyjacielowi, że świat jest bardzo kolorowy, nie tylko czarny czy biały, brunatny czy nie, ba, jest całą paletą barw, różnych dziwnych stanów pośrednich. Nie znam może całej spawy, ale poznałem tylko dobroduszną stronę P., dobrego nazisty ze swastyką na sercu, może nawróconego na inne ideologie, może nie. Nie dowiem się tego nigdy.

niedziela, 14 grudnia 2008

Dzień wegetarianizmu w Zielonej Górze- zdjęcia

Na stolach czekaly wegańskie i wegetariańskie potrawy, a my je wyjadaliśmy.Tak po prostu.




Oba zdjęcia podeslala Karina. dziękuję.

środa, 3 grudnia 2008

Zielona Góra i inne miasta

tekst sprzed 6lat, z 2002 roku.

Adam Fularz

Miezszkańcy Zielonej Góry zapewne sądzą, iż żyją w mieście lepszym od innych, ładniejszym, ciekawszym i lepiej zarządzanym. Lecz dawno już tak nie jest i jakość życia w naszym mieście uległa relatywnemu pogorszeniu. Czy sytuacja na prawdę wygląda jeszcze tak, jak mieszczanie naszego miasta sobie wyobrażaję? Porównajmy Zieloną Górę z sąsiednimi miastami- rezultaty mogą być szokujące i zaskakujące! Najbliższe duże miasta sąsiednie Zielonej Góry to Frankfurt nad Odrą (70 tys. mieszk.), Cottbus (100 tys. mieszk.) i Gorzów Wielkopolski (120 tys. mieszk).

Zielona Góra jest dość dziwnym miastem. Powstała z 20- tysięcznego niemieckiego miasta powiatowego Gruenberg in der Schlesien, i ulokowano tutaj siedzibę władz nowopowstałego woj. zielonogórskiego, bowiem miasto bylo najmniej zniszczone w wyniku działań wojennych. To polityka sprawiła, iż miasto uległo tak zancznej rozbudowie.

Trudno bowiem wskazać czynniki ekonomiczne, które o tym zadecydowały. Miasto ma słabe podstawy ekonomiczne, i stało się stolicą tego regionu z tego powodu, iż wcześniejsze główne ośrodki tego obszaru- Chociebuż (Cottbus) i Frankfurt nad Odrą znalazły się poza granicami Polski, tak więc nowy ośrodek regionalny był potrzebny. Niemniej miasto musi szukać swojej przyszłości.

Ekonomia. Ekonomiści dawno już rozpracowali miasta i odkryli zasady nimi rządzące. Jest to temat ogromny i złożony, lecz łatwo powiedzieć, o co w miastach chodzi- o to, by ludziom żyło się jak najlepiej. Celem jest zwiększenie poziomu życia- dobrobytu. Z jednej strony poprzez obniżenie kosztów mieszkania w mieście (tani transport zbiorowy, niskie ceny czyli duża konkurencja wśród sklepów), z drugiej strony poprzez zaoferowanie dobrej edukacji, bezpieczeństwa, zieleni miejskiej i parków, placów zabaw, miejsc kultury i rozrywki.

Miasto-ogród? Jak to miło brzmi. I staje się rzeczywistością we Frankfurcie nad Odrą, gdzie w 2003 roku planowana jest wielka wystawa Miasto- ogród 2003. W tym celu cała wyspa Ziegenwerder jest rozkopana, a miejskie parki przypominają wykopaliska. Praca wre pełną parą. Do projektu miasta-orgodu włączyły się także Słubice, zapewne chcąc pokazać iż Polacy potrafią także.

Frankfurt i bez tego jest kwitnący- cała historyczna część miasta otoczona jest pięknym parkiem z rzeczką w miejscu dawnych fos. W Anger, południowej części miasta rozciąga się pełen przepychu ogród angielski z uroczą altaną i morzem kwiatów. W Chociebużu także trafimy w morze kwiatów w otaczającym starówkę pierścieniu parków, albo w przepięknie ukwieconych parkach nad brzegami Szprewy. Gorzów dysponuje parkiem Róż oraz Walczaka. Zielona Góra ma mało parków, i zazwyczaj są one zaniedbane, brak nawet najprostszych i najtańszych kwiatów. Bogate miasta francuskie mają przepiękne parki-cuda, o wspaniałych nazwach (Esplanade), pełne rzeźb i pomników. Takie parki są otoczone wysokim płotem, mają strażników i są zamykane na noc. To jest park...

Czasy, kiedy Zielona Góra była miastem-ogrodem, pod panowaniem architekta ogrodomiasta Jensena mineły bezpowrotnie. Drzewa z ulic miasta zaczęły zanikać w latach 70- tych, kiedy zdecydowano się na poszerzenie arterii samochodowych. Ostatnie fragmenty obsadzanych drzewami ulic padały jeszcze w latach 90- tych, kiedy poszerzano np. Dworcową. Szczególnie tragiczna była prezydentura pana Listowskiewgo: wycięto nawet drzewa w resztkach ogrodu botanicznego przy ul. Botanicznej i w parku przy ul. Urszuli (afera Aquaareny) i poszerzono końcowy fragment ul. Batorego, eksterminując przy okazji aleję drzew.

Z tej okazji jakiś dyletant z Urzędu Miejskiego wypowiedział się na łamach prasy, iż nie można posadzić na ul. Batorego nowych drzew, ponieważ ich systemy korzeniowe niszczą asfalt (sic!). Aaagh, głupota boli! W takim razie we Frankfurecie i Cottbus należy wyrwać świerzo posadzone drzewa. Drzewa sadzą także w Gorzowie. W Zielonej Górze także pojawiły się nowe drzewa, tylko że w donicach. Prowizorka, obliczona na przedwyborczą kiełbasę krótkotrwała namiastka normalności.

Jakość życia w mieście objawia się po transporcie publicznym. Atrakcyjna komuniakcja zbiorowa powoduje, iż ludzie częściej korzystają z autobusu lub tramwaju zamiast z samochodu osobowego, co prowadzi do odciężenia dróg i parkingów. Jest kikakrotnie tańsza od motoryzacji indywidualnej (gdzie uśredniony kilometr podróży samochodem osobowym kosztuje 68 gr), wobec czego powoduje iż mieszkańcy miasta oszczędzają na kosztach transportu i zaoszczędzone pieniądze mogą wydać na inne cele, co wydatnie zwiększa ich dobrobyt i poziom życia.

Dziś komuniakcja publiczna większych miast opiera się na układzie kilku często kursujących liniach głównych, standartem jest 10- lub 20- minutowa częstotliwość. System podstawowy dopełniony jest dodatkowymi liniami uzupełniającymi. Tylko taka organizacja transportu miejskiego pozwala przyciągnąć pasażera.

Sąsiednie miasta opierają swój transport zbiorowy na liniach tramwajowych: Gorzów dysponje trzema liniami tramwajowymi kursującymi co 10 minut i kilkoma liniami autobusowymi kursującymi co 10- 20 minut. Chociebuż także posiada system tramwajowy- 5 linii kursujących co 10-20 miut i kilka gęsto kursujących linii autobusowych. Niemalże o połowę od Zielonej Góry mniejszy Frankfurt nad Odrą dysponuje 5 liniami tramwajowymi kursującymi co 20 minut i dwoma głównymi liniami autobusowymi.

W tym porównaniu Zielona Góra wypada tragicznie: dysponuje zaledwie jedną główną linią nr 8, na której autobusy kursują z częstotliwością zapewniającą dobrą jakość usług- regularnie co 10 minut w szczycie, poza szczytem rzadziej. Poza tym autobusy kursują nieregularnie (nawet na linii 0), brak jest cyklicznego rozkładu jazdy, który jest podstawą jakości komunikacji miejskiej. Taki rozkład jazdy polega na stałych końcówkach odjazdu. łatwych do zapamiętania przez pasażera (np. 15, 35, 55 lub 01, 21, 41). To jest standart europejski, natomiast w Zielonej Górze tego brak. Transport publiczny w Zielonej Górze jest zły i powinien zostać zorganizowany na nowo, od podstaw.

W naszym mieście brak jest jakichkolwiek linii tramwajowych, co odciążyłoby ruch drogowy i pozwoliłoby zoszczędzić na budowie dróg. Na budowę nowych linii tramwajowych stać nawet tak małe miasta jak Grudziądz i ostatnio Elbląg, wobec czego dla Zielonej Góry nie powinno to być zbyt wielkim obciążeniem. Jednak tramwaje się opłacają- znacznie polepszają układ transportu miejskiego i odciążają sieć drogową. W Zielonej Górze potrzebna jest linia tramwajowa na os. Pomorskie, co powinno znacznie polepszyć dostępność tego oddalonego osiedla i zredukować koszty transportu. Niech władze Zielonej Góry zauważą, że podstawą dobrej komunikacji zbiorowej jest dobry układ linii trawajowych. Nawet w dwukrotnie mniejszym Frankfurcie na osiedle Neuberesinchen tramwaje kursują w szczycie w 7- minutowych odstępach.

Zielona Góra nawet nie ma pływalni publicznej. Pływalniea sportowa pry ul. Wyspiańskiego dostępna jest w dni powszednie jedynie od godz 20.30 do 22. Zapewne dla nocnych marków. Pływanie kosztuje tyle samo co we Franfurcie nadOdrą (...)

O rowerach- tekst napisany 6 lat temu

Tekst z 2002 roku

Może (pozwolić) pooszczędzać?
Adam Fularz

Ostatnio dzieją się ciekawe rzeczy. Dla przykładu, w Zielonej Górze miała miejsce demonstracja rowerzystów, którzy zaprotestowali przeciwko polityce transportowej miasta, która nie wiedzieć czemu ich dyskryminuje. Przyjrzyjmy się bliżej powodom manifestacji rowerzystów, których zebrało się aż 80, dość dużo jak na jakąkolwiek demonstrację w naszym mieście, i zajęli część rynku na happening artystyczny powiązany ze zbieraniem podpisów pod petycją do władz. Tak pokojowej manifestacji w naszym mieście dawno nie było. Przyjrzyjmy się jej powodom.

Cóż ciekawego ekonomista może powiedzieć o rowerach? Na przykład to, iż rower wspaniale nadaje się do podróży miejskich. W ciągu 15 minut pieszy może dotrzeć do celu w obrębie 3 kmˇ2, natomiast zasięg rowerzysty to aż 50 kmˇ2, a więc kilkunastokrotnie więcej. Koszt użytkowania roweru jst bliski zera, podczas gdy koszt jednego wozokilometra samochodu to 68 groszy! Koszt taniego transportu publicznego też jest niebagatelny, mimo iż rozkłada się na pasażerów: cena za wozokilometr tramwaju to 2-3 złote, autobusu 3-6 złotych, pociągu 9- 20 złotych. Tak więc rower powinien dominować w podróżach miejskich, lecz tak się w Zielonej Górze nie dzieje.

Na szczęście tak jest w innych miastach. Transport wielu miast duńskich, holenderskich, belgijskich, niemieckich opiera się w dużej mierze na rowerach. Im bliżej sedna Europy, tym rowerów na ulicach więcej. Mnie zaskoczyło holenderskie miasto Groeningen (170 tys. mieszk.), w którym 58 % wszystkich podróży niepieszych odbywano rowerem. Wszędzie było mnóstwo parkingów dla rowerów, a te wokół dworca były wielopoziomowe na kilkanaście tysięcy miejsc. Mieszkańcy, niezależnie od wieku, na rowerach jeździli tłumnie. Co zaskakujące, korzystali z bicykli również w deszczu, tyle że w pelerynach.

Zapytajmy, dlaczego tak się dzieje, iż w krajach trzykrotnie od Polski zamożniejszych ludzie jeżdżą na rowerach, mimo iż stać ich na podróż autobusem lub samochodem? Dlaczego rowerami odbywa się ponad połowa podróży miejskich? Odpowiedź brzmi: ponieważ stworzono tam dogodne warunki dla podróży rowerem. Wprowadzono wydzielone drogi dla rowerzystów w centrach miast, zamontowano liczne stojaki na rowery, wprowadzono wspólne pasy na drogach miejskich dla komunikacji zbiorowej i rowerzystów, wprowadzono ruch dwukierunkowy dla rowerów na ulicach jednokierunkowych dla samochodów, uspokojono i spowolniono ruch samochodowy na ulicach bez wydzielonych dróg dla rowerów. Słowem- pomyślano nad stworzeniem dogodnych warunków dla rowerzystów i transport rowerowy zaczął dominować w ruchu miejskim.

Ludzie mają przecież skłonność do oszczędzania. Według (uproszczonego) wzoru z ekonomii miast: X=w- tr- q -x* (w-płaca, t-koszt transportu, r-odległość od centrum, q- czynsz, x*- alternatywna oferta, X- korzyść), ludność, oszczędzając na transporcie (t), zwiększa swoje możliwości konsumpcji i dobrobyt rośnie. Tak więc stworzenie możliwości dogodnego podróżowania rowerem po mieście powinno spowodować szturm użytkowników taniego środka transportu, a jego udział powinien u nas być większy, niż w krajach Zachodu. Zastanówmy się, dlaczego Holendrzy i inni są tak zamożni? Przecież oni przez dziesiątki lat oszczędzali na transporcie, podróżując masowo jego najtańszą formą. Zamożność wywodzi się wszak z oszczędności, a nasz transport jest wyjątkowo rozrzutny.

Jednak by rowerzyści ruszyli, potrzebne są wyznaczone drogi rowerowe, których w Zielonej Górze, poza porozrzucanymi i niepołączonymi "skrawkami" całkowicie brak. A bez tego nie ma mowy o pojawieniu się rowerzystów, bo nie korzystają z rowerów bojąc się natężenia ruchu samochodowego na drogach. Tymczasem nawet niedaleko Zielonej Góry rowerzyści mają całkiem dobrze. Profesjonalnie przygotowane drogi dla rowerzystów znajdziemy w przygranicznym Guben, Cottbus, Frankfurcie, a nawet ogromym Berlinie, gdzie rower w podróżach miejskich jest coraz bardziej popularny. U naszych sąsiadów władze bardzo starają się rozwijać ten oszczędny środek transportu, który mocno podupadł po latach gospodarki planowej i braku demokracji. W Zielonej Górze władze albo nie potrafią (sądząc z nieudanych i niepołączonych ze sobą fragmentów dróg rowerowych) albo nie chcą.


Adam Fularz

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Co z lubuyską kulturą? Może konkursy o granty?

Subwencje pomagają, ale też dużo psują w kulturze, zwłaszcza gdy są rozdzielane przez osoby które się na niej średnio znają, bo się nią nie interesują. Tudzież zwykle mają wydźwięk polityczny- w stylu - temu nie damy, bo pokazuje filmy gejowskie.

Jestem za powołaniem jakiejś komisji fachowców która porozdziela dotacje na kulturę, ogłosi konkurs w którym da zwyciężcom granty etc. A tak- dają po uważaniu. Ten marudzi, to ma 500 tysięcy. Aha- w mieście X jest teatr. No to mu damy 3 miliony. Nie patrzy się ze wiele z tych instutucji nauczyło się pozorować działalność, że nie ma tu ducha konkurencji, bo niedotowany teatr prywatny ma małe szanse z teatrem który dostracje miliony.

czwartek, 27 listopada 2008

Porażka ekologii w Zielonej Górze

tekst sprzed roku

Jako ekolog z niechęcią mówię o tym temacie, ale po jakimś okresie naszej działalności przychodzi pora na ocenę działalności. Ogólnie to ujmując, jako organizacja odnieśliśmy porażkę w tym mieście. Sprawnie działającego systemu ścieżek rowerowych w nim brak, zamierza się wyciąć okoliczne lasy, temat prawnej ochrony najcenniejszych z nich media przemilczały. Komunikacja zbiorowa w Zielonej Górze nie działa sprawnie poza jedną jedyną linią na której częstotliwość ruchu jest na typowym poziomie. Poza jedna linią jakość obsługi komunikacyjnej miasta jest skandalicznie zła, autobusami podróżują jedynie starsze kobiety, emerycie oraz młodzież. Do miasta niemal nie sposób dotrzeć koleją z kierunku południowego (Jelenia Góra) czy zachodniego (Frankfurt, Berlin), w kierunku Szczecina czy Wrocławia kolej ginie, prędkość przejazdu oscyluje wokół 30 km/h.

Upadła kultura w Zielonej Górze. Z miasta wyemigrowali didżeje, muzycy, artyści, graficy, malarze, bohema artystyczna- absolwenci tutejszego Instytutu Sztuk Pięknych. Osoby te mieszkają dziś w Irlandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii, oraz w Warszawie czy Wrocławiu. W Zielonej Górze pozostały jedynie osoby w wieku lat kilkunastu, brakuje znacznej części pokolenia 25- i 30-latków. Brakuje klubów, po ich rozkwicie w końcu lat 90-tych dziś zostały niedobitki.

Świadomość kulturalna jest na tak skandalicznie niskim poziomie że władze miasta, zapewne w celu zwalczania nie odpowiadających ich gustom imprez muzycznych, zdzierały plakaty umieszczane na skrzynkach ulicznych- a jest to jedyna poza Internetem metoda bezpośredniego dotarcia do grupy docelowej jaką są młodzi ludzie. Opłacenie plakatowania ulic przez miejski ZOK kosztuje kilkaset złotych, co czyni imprezy klubowe w tak małym mieście nieopłacalnymi.

Moje apele o ponowne otwarcie teatru muzycznego i sceny operowej, działającej tu przed wojną, zostały przemilczane przez media, mimo że przecież tak przebudowywane są lub właśnie zostały przebudowane teatry w miastach tej wielkości: Opolu, Rzeszowie, Olsztynie. Osoba oczekująca bardziej wyszukanej kultury w Zielonej Górze nie znajdzie niemal nic. Nie udało się, mimo próśb i apeli kilku osób, reaktywować festiwalu,

Miasto pogrąża się w chaosie urbanizacyjnym, poza ścisłym centrum, efektem działań przedwojennych planistów i urbanistów, jest estetycznym koszmarem. Dialog z władzami nie istnieje, chyba że za pośrednictwem piszących pobieżnie na te tematy mediów. Władze miasta nie odpisały na żadne z kilkunastu apeli, kilkudziesięciu listów, mają widocznie piszących w wielkim poważaniu. Media w większości są niekompetentne, dziennikarze chyba mają dość wątpliwą etykę, i inne cele niż dobro mieszkańców (oraz dobro przyszłych pokoleń, które tak podkreślają ekolodzy). Niekiedy zachowanie dziennikarzy jest dziwne, przemilczają oni inicjatywy które w innych miastach po prostu udają się.

No cóż, pozostaje mieć nadzieję ze kiedyś Zielona Góra się obudzi. Tylko- kiedy?

W sprawie największego kuriozum polskiego rynku lotniczego

tekst sprzed 2 lat

Problemem portu w Babimoście od wielu lat jest nieuregulowany status własnościowy. Jak na razie jedyną i główną blokada jego rozwoju jest nie ekonomia, a stanowisko Agencji Mienia Wojskowego, która od lat nie chce przekazać, sprzedać, wynająć tego terenu komukolwiek. Uniemożliwia to zamontowanie na terenie portu urządzenia ILS oraz rozbudowę terminalu pasażerskiego, po to by pomieścił on jednorazowo np. 289 osób- a tyle się mieści w typowym samolocie tanich linii.Teraz ma się to zmienić- uchwalono już stosowną ustawę by państwo mogło od siebie samego (swojej armii) przejąć ów port.

Rynek lotniczy we Polsce jest już rozwinięty tak bardzo, że być może do portu będą zawijać tanie linie: te już się zgłaszały, i raczej można sądzić że przynajmniej do Londynu i Dublina loty będą miały wzięcie dzięki pasażerom czy to z Lubuskiego czy z zachodniej Wielkopolski.

Ruch cargo także nie powinien stanowić problemu, wbrew temu co twierdzi raport PricewaterhouseCoopers . Istotnie, zapotrzebowanie na lotnicze cargo z lubuskiego i okolic jest znikome, ale przecież sąsiedni Berlin i Brandenburgia generują gigantyczny ruch cargo- 37 tys. ton rocznie. Dobrze zarządzany port z pewnością mógłby przejąć choćby nawet i znikomą jego część, co już zapewni spore dochody. Do tego trzeba jednak kompetentnej kadry i wyposażenia.

Niestety, jak na razie marnotrawi się tylko cenny czas. Port przynosi straty, a wszyscy czekają.
Trzeba rozbudować terminal pasażerski, dodając terminal tanich linii, taki jak np. ostatnia inwestycja w Łodzi (koszt: 4,8 mln PLN). Wydaje się, że przy tej okazji władze powinny dokładnie przeanalizować zmianę lokalizacji dla nowego terminalu jeśli dojdzie do takiej inwestycji. Najrozsądniej byłoby stary terminal przekształcić w dworzec cargo lub zaplecze techniczne, a nowy budynek wybudować możliwie najbliżej linii kolejowej Zielona Góra-Poznań, w miejscu gdzie tory tej głównej linii przechodzą najbliżej portu lotniczego.

Wówczas wystarczy budowa prostego przystanku na tej linii, by rozwiązać w przyszłości problemy z dotarciem do tego portu. Wszak w Europie standardem jest połączenie kolejowe na lotniska, także w tych mniejszych miejscowościach, zwłaszcza gdy przy samym porcie prowadzi główna linia kolejowa. Takie rozwiązanie umożliwi w przyszłości szybszy rozwój tego portu . Po planowanej w przyszłości modernizacji linii kolejowej do Zielonej Góry, to kolej będzie najszybszym sposobem na dotarcie z miasta do tego portu, i warto by już teraz się do tego przygotować.

Władze powinny już teraz rozpisać konkurs architektoniczno-urbanistyczny na koncepcję rozbudowy portu, a tutejsi politycy z całego regionu powinni włączyć się w walkę o wydarcie terenu portu z rąk Agencji Mienia Wojskowego, co przecież udało się ostatnio np. w Szczytnie, lub też w inny sposób umożliwić inwestowanie na tym terenie. Obecnie, o los portu zabiega jedynie dwoje lubuskich parlamentarzystów. Jak najszybciej powinna też powstać spółka mająca zarządzać tym portem. Wielka szkoda, że tutejsze władze zdają się nie rozumieć, że czas to pieniądz, na sprawę lotniska patrzą zaś nie rozumiejąc, że jest to biznes, i on po prostu ucieka. Uciekają także stracone szanse, turyści, biznesmeni. Ta sytuacja nie zmienia się od dobrych paru lat. Ile jeszcze będziemy czekać na to, by ten port normalnie zafunkcjonował zamiast być największym kuriozum polskiego rynku lotniczego?

wtorek, 25 listopada 2008

Dziś o 15.45 pochód- Dzień bez Futra

Dziś o 15.45 pochód- Dzień bez Futra. Pochód startuje z placu Bohaterów o wspomnianej porze. O godzinie 17 film w kinie Wenus o antyfutrzanej tematyce (chyba).

Info od Kariny.

piątek, 21 listopada 2008

Czy stadion na ul Wrocławskiej może być stadionem żużlowo- piłkarskim?

Krzywię się ilekroć słyszę o budowie czegokolwiek za pieniądze podatników- te, jak wiadomo, zdobyć najłatwiej. Pewne środowiska żądają, by zmusić resztę mieszkańców miasta do sfinansowania im stadionu. Prawem silniejszego oczywiście. Liberał się oburza, "Jakim prawem?"-pyta. Ano, prawem socjalizmu, prawem etatystów. Nikt nie szuka sponsora, managera dla klubu, fani patrzą w kieszeń mieszkańców.

Jeśli władze miasta coś budują i owych podatników ograbiają, twierdząc iż znają oni ich preferencje konsumenckie lepiej niż oni sami , to niech chociaż ten kapeć etatysty zabije dwie krwiopijcze muchy za jednym razem. Ano, żużel nie jest popularny w innych miastach, wiedzie w nich prym piłka nożna. Wiemy że ludzkie preferencje się zmieniają z czasem. Prawdopodobne to i u nas, a my zostaniemy z wielkim stadionem żuzlowym. Kilka razy radni chcieli by obie rzeczy połączyć, tworząc porządny stadion żużlowo- piłkarski. Podobno się nie da, ale to chyba nieprawda. Da się. Vide mapka przygotowana pobieżnie na bazie zdjęć satelitarnych UMZG.



poniedziałek, 17 listopada 2008

Turystyka? Nie ma nawet hostelu...

Znów będzie lato, a wraz z nim sezon turystyczny. I już od razu nasze miasto może spisać go na straty. Dlaczego? Lista braków jest spora.

Fot. Wieża Bismarcka, autor: tb808


Wciąż nie jesteśmy otwarci na najbardziej chyba liczną grupę zachodnioeuropejskich turystów masowych- backpakersów. Przyjeżdżają tacy z plecakiem, i nawet nie mają gdzie się udać- w Zielonej Górze wciąż brakuje schroniska młodzieżowego, hostelu o standardowym poziomie (a tym nie jest już szkolna sala z łóżkami zamykana na klucz o 10 wieczorem).

Normą miast nastawionych na turystów zachodnioeuropejskich jest działalność jednego lub kilku hosteli zorientowanych pod masowych turystów anglojęzycznych. Hostele te tanie schroniska (ceny do 30-40 PLN za nocleg) oferujące noclegi w wieloosobowych pokojach za niewygórowane ceny. Zatrudniają one obsługę biegle mówiącą w językach obcych i mogącą doradzić im w dalszej podróży, zareklamować lokalne atrakcje oraz ostrzec przed ewentualnymi niebezpieczeństwami.

Niestety, tych kategorii nie spełniają żadne schroniska młodzieżowe na Ziemi Lubuskiej. Nie są one nastawione na obcojęzycznych podróżnych, nie zatrudniają kompetentnej i pomocnej kadry biegle władającej takimi językami, nie są tez reklamowane jako oferujące usługi zorientowane pod tą liczna grupę turystów. Zresztą, są to placówki państwowe o dość sztywnej formule, nie mogące zapewnić atrakcyjnego miejsca pobytu dla zachodnioeuropejskich turystów z plecakami. Ponadto, nie dbają one o marketing, wobec czego wiedza o ich ofercie jest znikoma i nie trafia do turystów z plecakami zwiedzających nasz kraj. Trafić nie jest tak trudno- wystarczą ulotki reklamujące tern region i jego atrakcje i hostele rozłożone w innych hostelach w całej Polsce czy po zachodniej stronie granicy.

W wielu miastach atrakcyjnych turystycznie jest kilka do kilkunastu hosteli. Szczególnie w Krakowie przyrost miejsc w hotelach dla turystów z plecakami jest najszybszy w Europie. Zaskakuje fakt iż Zielona Góra, położona relatywnie blisko granicy, nie posiada takiego obiektu.


Ramka: Co to jest hostel? (wg studentnews.pl)

To miejsce, w którym
udzielanie noclegu nie jest zwykłą usługą, ale formą sztuki. Bo sztuką
jest dać gościowi niemal wszystko, czego zapragnie, za najniższą z
możliwych cenę. Hostele na całym świecie prześcigają się w oferowaniu usług
gratis: od dostępu do Interenetu, przez pralnię, do szalonej imprezy w dmuchanym
basenie na środku korytarza włącznie.

Hostele to jednak nie tylko
sposób na tanie spanie. To cała filozofia podróżowania. Ze słowem: „hostel”
nierozerwalnie łączy się pojęcie: „backpacker”, czyli: „człowiek z plecakiem”.
To on najczęściej zatrzymuje się w hostelach. Ponieważ zazwyczaj podróżuje
samotnie, chętnie wybiera łóżko w sali zbiorowej, żeby poznać innych
„backpackersów”. We wspólnej kuchni gotują razem obiad, piją piwo i taką
nowopowstałą paczką uderzają na miasto.

Hostel jest więc miejscem
spotkania obieżyświatów, indywidualistów, którzy wymieniają się nie tylko
praktycznymi informacjami, ale poglądami na życie.


BACKPACKER – czyli człowiek z plecakiem. Dzisiaj coraz częściej mówi się o nim:
„turysta indywidualny”, bo sam planuje, co będzie zwiedzać, czym będzie się
przemieszczać i gdzie będzie nocować. Jego wyprawa trwa zazwyczaj dłużej, niż
trzy tygodnie. W ekstremalnych przypadkach trwa nawet kilka
lat.

DORM – od ang. „dormitory”, pokój wieloosobowy, najczęściej
wybierany przez oszczędnego backpackersa

LOCKER – czyli znajdująca
się w dormie szafka na rzeczy osobiste, zamykana na kłódkę. Dziesięć lat temu
nie uświadczyłbyś jej w żadnym hostelu. Dziś jej brak dyskwalifikuje hostel.
Znak czasów?

LONELY PLANET – nadal biblia bacpackersów, choć powoli
ustępuje miejsca popularnym portalom turystycznym

RTW – z ang.
Round The World Tour, ulubiona forma podróżowania turystów z Australii i Nowej
Zelandii. Sami zgadnijcie, dlaczego.

(NO) LOCKOUT / (NO) CURFEW –
obowiązkowa zasada w każdym szanującym się hostelu. Oznacza tyle, że możecie
wrócić do swojego pokoju, o każdej porze, bez poczucia winy, że obudziliście
odźwiernego

Zielona Góra bez komunikacji nocnej

Mam sporo obaw o przyszłość Zielonej Góry jako ośrodka akademickiego. Niestety, oprócz innych problemów jakie ma tutejsza uczelnia, należy dodać problem otoczenia uczelni- tej infrastruktury która ją otacza. Jesteśmy bodaj jedynym miastem uniwersyteckim w Polsce bez komunikacji nocnej. Podupada kultura klubowa, dla wielu nieodłączna przecież część życia studenckiego. Co jest nie tak i czy uda się nam to naprawić?

W Zielonej Górze mało się dzieje kulturalnie dla młodych ludzi. Chyba tutejsi menadżerowie klubów po prostu są leniwi. W innych miastach kraju normą są cykliczne imprezy klubowe, u nas ich nieco brak. Poza tym nie wiedzieć czemu w Zielonej Górze za często serwuje się muzyczny misz-masz, podczas gdy w innych miastach normą są cotygodniowe imprezy oddzielnie albo dla fanów rocka, albo dla fanów reggae, albo dla fanów metalu czy house’u.

Po imprezie, zwykle późną nocą, chciałoby się czymś wrócić do domu. Dobry student kończy imprezę o 1-szej w nocy, a tutaj mamy do dyspozycji tylko taksówki. Zielona Góra to jedyne chyba miasto uniwersyteckie w kraju, gdzie student autobusem nocnym nie pojedzie. Kiedyś nawet były, ale jako że kursowały tylko w jednym kierunku (dziwną, niepraktyczną trasą), to popularne nigdy nie były…

środa, 12 listopada 2008

Kilka starych recenzji sztuk LT

„Zabić Gomułkę” Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Atrakcyjna scenografia- sztuka ma miejsce w opuszczonych magazynach, otoczka mająca przyciągnąć sporą liczbę snobów po 40-ce chących widzieć coś modnego, niekoniecznie skrywa dobrą sztukę.

Reżyser słysząc po sztuce że mam dla niego kilka komentarzy oddalił się i już do mnie nie podszedł, mimo że specjalnie na niego zaczekałem by znalazł choć chwilę. Bo oto ten eye-candy, uczta dla oczu, nie niesie w sobie żadnego przesłania, żadnego głębszego przekazu. Zupełnie jakby dla reżysera wzorem był Nikita Bułchakow i jego sztuki wysublimowane na poziomie szkolnego przedstawienia. Tutaj także metapoziom przesłania jest podobny- ot, głębia na poziomie serialu telewizyjnego.

Sztuka jednak jest dobrze zagrana, cała otoczka fabrycznych wnętrz i siedzeń znanych z teatrum pauperum czyni ją uroczym spektaklem idącym śladem pewnej mody, choć wypełnionym banalną treścią pozbawioną jakiejkolwiek kwintesencji. Twórca tej sztuki winien chyba szukać innego zajęcia, teatr mu nie wychodzi, i przykro mi jeśli ranię jego ambicje. Sztuka jest miejcami zabawna, ale za mało by moga pasować pod komedię mogącą mieć banalną fabułę. Wydaje się że reżyserowi bardziej chodzio o wyeksponowanie idei protestantyzmu, czytania Biblii etc. Jeśli istnieje coś takiego jak teatr dla konserwatystów, ta sztuka pasuje tam jak ulał.

A plakat wyglądał tak dobrze- przedstawiał komunistycznego trepa godnego zabicia już za sam wygląd - choćby zaciętą twarz, z definicji potakującą i głuchą na wszystkie kontrargumenty. Sądziłem na podstawie udanego plakatu że autor zrobi małe studium trepizmu i betonizmu wszelkiej maści, że będzie to coś o wartościach- pysze, ignorancji, wielkim ego takich despotów, coś uniwersalnego dotykającego do żywego każdych bufoniastych rządzących, takich polityków- trepów, a tymczasem było to nudne rozczarowanie na którym mimowolnie podsypiałem. Taki teatr to strata- i czasu, i pieniędzy, także tych pieniędzy podatników.

Przegląd dramatu współczesnego

Dobre sztuki wg opinii jakie zebrałem od osób które widziały je wszystkie, to „Darkroom” (podobno po prostu normalna sztuka), poza tym „Kartoteka”, średnie „Prezydentki”, reszta to rzeczy nie warte wzmianki czy wspomnienia. „Pokropek” to podobno żenada tak potworna że aż straszno. Jeśli widz mówi że cały czas trwania tej przydługiej sztuki miał nadzieję że wybuchnie pożar lub jakieś inne zdarzenie przerwie ją i wybawi go od konieczności wyczekiwania końca tego potwora, to resztę możemy sobie dopowiedzieć. Podobno reżyser popełnił chałturę niesłychaną, a aktorzy mają wymioty jeśli przyjdzie im w tym grać.

Strumień Leszek Mądzik

Nic. Po prostu 40 minut niczego. Przesuwanie konfesjonałów chyba, sztuka made in Katolicki Uniwersytet Lubelski. Poprawna politycznie, bo ze sceny nie pada słowo. Osoby wokół mnie albo po cichu plotkowały, albo spały, albo sprzątały stare wiadomości w telefonach komórkowych. Koniec spektaklu (następuje znienacka) to kupa śmiechu, wszyscy się śmieją z tej sztuki i komentują to dziwo. Nudne jak flaki z olejem, nic nie jest warte wspomienia. Weźcie poduszkę, telefony przestawcie na milczenie i sprzątajcie w katalogu ze starymi smsami.

Wrażenia z Zamojszczyzny

Byliśmy w Zamościu. Przez rok od ostatniej wizyty miasto się gigantycznie zmieniło. Szare, zmurszałe wiekiem kamienice przy rynku są odnowione, a gigantyczny ratusz jest w remoncie. Rynek tętni życiem, okoliczne bary są pełne (jeden z nich prowadzi matka dziewczyny w dredach która się nami opiekuje). Za chwilę występujemy jako orkiestra bębniarska na trwającym właśnie na rynku finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Oprócz tego na rynku działa lodowisko, dzięki czemu miejski gwar na tym placu nie ustaje do późna.

Mimo że jest niedzielny wieczór, działa informacja turystyczna w ratuszu, wewnątrz której oglądam dokładne mapy wycieczek pieszych po Roztoczu. Roztocze to po prostu pagórkowaty teren, bez porównania mniej urozmaicony niż okolice Zielonej Góry, ale za to jest rozreklamowany jakby był co najmniej znanymi górami. To nie są ciemne okienka izdebki informacji turystycznej jaką pamiętam z ul. Kupieckiej w Zielonej Górze, ale przestronne wnętrza ze szczegółowymi informacjami na temat wszystkich atrakcji bliższej i dalszej okolicy. Pora chyba by u nas wysiedlić radnych z ich sali obrad i zrobić tam punkt informacji turystycznej.

Szkoda, że w Zielonej Górze tak wiele osób zwracało wielokrotnie władzom miasta i regionu uwagę na to w jaki sposób eksponuje się walory naszego regionu. Efekt ich uwag był żaden. No tak, po co inwestować w turystykę, u nas w Lubuskiem jest tak nieciekawie. A w porównaniu z takim Zamościem i jego okolicami to nie powinniśmy się niczego wstydzić. No, chyba że podejścia polityków do sprawy promocji regionu.

Obawiam się że tutejsi włodarze po prostu nie są turystami, wobec czego nawet nie rozumieją potrzeb turysty, i nie będą potrafili do niego dotrzeć. Szkoda, że nie ma komu promować Pojezierza Lubuskiego, Wschodnich Łużyc, „Gór Zielonogórskich”, Oderwaldu. Nikt nie wypromuje Zielonej Góry, czy Kożuchowa, Wschowy, Bytomia, Łagowa.

Brak jest produktów turystycznych- rejsów stateczkiem po Odrze, możliwości wypożyczenia roweru i bezpiecznej podróży po „górach” wokół Zielonej Góry które są polecane nawet w czasopismach dla rowerzystów. Ścieżki są tak kiepsko oznakowane iż nawet ja ostatnio jadac tam rowerem nie od razu trafiłem na Górę Wilkanowską, mimo że już tam kiedyś byłem. Nikt nie wytyczył Szlaku Księstwa Żagańskiego, Szlaku Lubuskich Zamków i Pałacy. Wciąż nie ma nawet porządnego przewodnika po Ziemi Lubuskiej, są jedynie nudne publikacje na wpół naukowe.

Brakuje infrastruktury- mimo moich apeli w całym województwie wciąż nie ma typowego schroniska młodzieżowego, tego taniego „hostelu” nastawionego na masy biednych i młodych turystów z plecakami z całego świata. Dziś jesteśmy w świecie turystyki nigdzie, i bynajmniej nie idziemy w żadną dobrą stronę.

O ekologii...

O ekologii w Zielonej Górze nawet nie ma co zabierać głosu. Przed wojną na ul. Żeromskiego i Kupieckiej, a także Westerplatte, rosły drzewa, były to zadrzewione aleje. Dziś drzewa jak są, to w donicach. W ostatnich latach drzewa wycięto na ul. Dworcowej, Batorego. Zniszoczono staw "Glinianki" za Campusem na Podgórnej, zniszczono część przedwojennego parku przy tamtym kampusie, Bóg wie po co zamieniono naturalny strumień na rów wykopany od linijki, albo zamieniono leśne poszycie z bluszczu na trawnik. Kto za to płaci?

Wodospad przy ul. Szwajcarskiej przebudowano na brzydkie, wybetonowane koryto ze stopniami, i to zaraz koło domu p. Listowskiego, gdzie zresztą rośnie rzadka roślina, łuskiewnik różowy, rosnący ponoć pod ziemią i wypuszczający na powierzchnię jedynie różowe kwiaty. Szkoda że ludzie rządzący miastem nie znają tego co się dzieje w promieniu 50 metrów od ich drzwi, i tolerują to że strumień ów się rozkopuje, pogłębia, zmienia jego naturalny charakter.

O stanie tutejszych parków, przedwojennych wizytówek miasta, Góry Braniborskiej czy Wagomostawu, nie wspominam, to dziś ruiny. Jak zaproponowałem by zrobiono duży park miejski w Doliny Luizy wzdłuż ul. Źródlanej, to miasto sprzedało te tereny pod domki. Dziś w tym mieście nie ma jednego parku z prawdziwego zdarzenia, bo niby gdzie? Do tego brak kompetencji miejskich speców od zieleni- z tego co rozmawiałem ze znawcami tematu, to nasi są po prostu niekompetentni, dużo gorsi niż w np. we Wrocławiu. Pora ich zmienić i tyle. Zaraz się okaże że jednak w mieście mogą rosnąć drzewa przy ulicach. Nasi spece są zdanie że drzewa korzeniami niszczą asfalt, i są niedouczeni, bo są też "miejskie" gatunki drzew, które tego nie robią. Tak to w tym mieście jest…

Zrozumieć Polskę

Aby zrozumieć Polskę, trzeba mieszkać w Warszawie. Z Zachodu Polski tego nie widać. Tam jest często już normalnie- chodniki, ulice, domy – im bliżej Niemiec niż Polski. Z tamtej perspektywy Polska wydaje się normalnym krajem, z normalną demokracją etc.

Ten czar pryska w Warszawie. Miasto trzeciego świata, wielka prowizorka bud i straganów pomiędzy normalnymi budynkami. Upadłe centrum miasta, z jedynym prawdziwym deptakiem zamienionym w podły slums.

A przede wszystkim ludzie. Ci warszawscy są inni- nie tworzą społeczności, jak ludność miast na zachodzie Polski. Są bardzo konserwatywni, przy nich zachodnia Polska wydaje się ultraliberalnym rajem. Do Warszawy „nie doszło” wiele z idei i zachowań które przedarły się przez polską granicę.

Uważam siebie za ofiarę polskiej propagandy. Gdybym wiedział, w jakim stanie jest ten kraj, przenigdy nie wracałbym z Wielkiej Brytanii. Ale niestety, z perspektywy polskiej zachodniej prowincji tego nie widać. Byłem głupi.

Jesteśmy krajem, w którym rządzi nie elita, ale ludzie posiadający wpływy w mediach. Myślicie że jak wyślecie tekst do działu opinii jakiejś gazety tak jak inni autorzy, to on się ukaże? Bzdura, to przywilej dostępny nielicznym mającym wtyki, znajomości, powiązania. Media rządzą światem, determinują to o czym myślą ludzie poprzez mechanizm przypominania poszczególnych tematów, układania tzw. agendy- kolejności tematów jakie poruszają, promowania najważniejszych problemów. W moim mieście politycy kontrolują 90 % mediów poprzez system dotacji dla lokalnej kablówki czy miesięczników, czy bezpośredniej kontroli w ramach mediów publicznych, w rzeczywistości upolitycznionych.

Dodatkowo o naszym losie decyduje konserwatywny elektorat z mniejszych miast, miasteczek, wiosek bardzo ludnego południa Polski: Galicji, kraju bardzo tradycyjnego. Nie jesteśmy krajem w którym landy decydują same o swoich prawach, jak np. RFN, w którym każdy land ma inne prawa odnośnie narkotyków miękkich. Jesteśmy krajem, w którym mądrzy, inteligentni ludzie: naukowcy, specjaliści, nie mają de facto żadnego wpływu na władzę. I nie mogą mieć, ponieważ zwykle mają inny światopogląd, nie pasujący do światopoglądu władz. Do mediów publicznych czy prywatnych tych o odmiennym światopoglądzie nawet się nie zaprasza.

Zostają ci naukowcy którzy pasują światopoglądowo, ale zwykle też w dziedzinie nauki prezentują podobną otwartość na nowe prądy i poglądy. Na Zachodzie Europy nie mieliby szans nie znając języków i mając niskie kwalifikacje.

Jesteśmy, podobnie jak Bułgaria i Rumunia, krajem z którego uciekają elity intelektualne, dodatkowo oprócz tych dwóch krajów jesteśmy najbiedniejszym krajem w Unii Europejskiej. Czechy czy rządzona przez liberałów Estonia są dziś o połowę zamożniejsze. O tym się nie mówi w mediach, bo ci którzy zostają, nie chcą podkopywać swojej pozycji. Każdy, kto dostrzeże różnice między Polską a Zachodem Europy, widzi przepaść tak wielką, że jedyne co pozostaje, to emigracja.

Polska propaganda głosi że Polska to kraj normalny, gdzie kariera w zachodnim stylu jest możliwa. Bzdura, przekona się o tym każdy kto kiedykolwiek spojrzał bliżej w oszustwo polskiego systemu. Brak konkursów czy to na stanowiska zawodowe czy naukowe, wszechogarniająca Vetternwirtschaft, „gospodarka krewnych i znajomych”, jedna wielka sitwa, mafia układów i układzików.

Polskie gazety, od „Przekroju” i „Wyborczej” do „Dziennika” czy „Rzeczpospolitej” perfidnie nas okłamują. Ich dziennikarze to wg zachodnich standardów nacjonaliści. Dziennikarze zapewne myślą że „pudrując” rzeczywistość ratują nasz kraj przed masową emigracją wszystkiego co ma mózg, podczas gdy po prostu od lat zmiatają problemy pod dywan. Efektem jest brain drain, emigracja kapitału ludzkiego, który jest zbyt inteligentny by łyknąć propagandę.

O telewizji nie ma sensu mówić- w kraju w którym podlega ona pod polityków prawdziwa wolność słowa jest tylko w prasie. Telewizja i jej treści to wynik „prasowych walk”, bo tylko ten rynek jest wolny od politycznej kontroli, choć nie do końca, jak w przypadku „Reczpospolitej” majaczej 49-% udział rządu w kapitale.

Gdybym wiedział jaka jest Polska widziana z tej warszawskiej perspektywy- tak społecznie zacofana do granic możliwości, skrajnie konserwatywna, nacjonalistyczna, nigdy by mi przez głowę nie przeszła myśl powrotu z emigracji.

Ale no cóż, media sieją propagandę. Aby zrozumieć Polskę, trzeba przyjechać do Warszawy. Praga, Budapeszt, to europejska elegancja, Warszawa to azjatycki burdel, jarmark „Azja”. A ja siedzę w nim.

Jah Bless, i nie wracajcie z emigracji jak już wyjedziecie.

Zielonogórski szowinizm

Gdy patrzę jako ekonomista miast i regionów na rozwój innych polskich miast wielkości Zielonej Góry, jestem zdruzgotany kierunkiem w jakim idzie rozwój Zielonej Góry. Zamiast silić się na wielkomiejskość, Zielona Góra wciąż jak za minionego ustroju, bohatersko walczy z problemami które nienzane są w innych ustrojach. Walczy z symptomami biedy, zamiast inwestować w rozwój. Pora mocno zacisnąć pasa, i postawić nie na trwonienie, a na inwestycje.

Zielona Góra, 2020 r., to otoczone lasami centrum 250-tysięcznej aglomeracji, oprócz Zielonej Góry obejmującej Nową Sól, Sulechów, Kożuchów, Czerwieńsk, Krosno i Nowogród, coraz bardziej wciągające w orbitę wpływów także Żary i Żagań. Podobnie jak wszędzie w Europie, podstawą tej aglomeracji jest system szybkiej kolei miejskiej łączący w kilkanaście minut te miasta z Zieloną Górą i wjeżdża do południowych dzielnic miasta linią dawnej kolei szprotawskiej, kończąc bieg przy ul. Wiśniowej.

Do Sulechowa czy Nowej Soli SKM-ka kursuje co 20- 30 minut, dowożąc mieszkańców miasta pracy w mieszczących się wokół Zielonej Góry stref gospodarczych. Dzięki SKM-ce miasto wreszcze „wypełzło” swym rozwojem poza kordon lasów. Mocno rozwinął się Czerwieńsk, Przylep, Stary Kisielin, Niedoradz, okolice Otynia. W miejscu dawnych pól są dziś hale produkcyjne, centra logistyczne, siedziby znanych firm. Zielona Góra jest miastem uniwersyteckim, mającym bogate życie kulturalne, w tym znany w całym kraju festiwal muzyczny.

Ławeczki pod lokalną galerią sztuki, miejsce gdzie spotyka się osoby z młodszych pokoleń, z roku na rok miejsce pustoszeje coraz bardziej, niemal brak często bywających tu ongiś osób po studiach. Zwykle to dość światowe osoby, chcący i tu żyć tak jak się żyje dziś w Europie. Tylko że nie da się tak żyć w tym mieście.

O sile miasta decydują jego mieszkańcy, to oni ją tworzą. Smutne jest, gdy wyjeżdża stąd kapitał ludzki- nie tylko absolwenci tutejszych uczelni, ale też tutejsi artyści czy inni ludzie tworzący tutejszą scenę kulturalną młodego pokolenia. Dziś już brak jest tych aktywnych, ongiś tworzących tutejszą tzw. scenę alternatywną, organizujących w tym mieście koncerty, a nawet prowadzących lokalny skłot na którym grywało znanyc i mniej znanych europejskich zespołów. Bardzo źle to rokuje dla przyszłości, nie tylko kulturalnej tego miasta.

Baseny, przebudowa stadionu żużlowego, budowa nowych nienajpilniej potrzebnych dróg w relatywnie mało zakorkowanym centrum- to są priorytety miasta wg jego włodarzy. To wydatki konsumpcyjne, a nie inwestycyjne. Tutaj trzeba walnąć ręką w stół- ci ludzie chyba oszaleli.

Tutejsi radni i włodarze zdają się żyć w typowym dla niektórych polityków wyalienowaniu, bez kontaktu z otoczeniem, z mieszkańcami tego miasta. Być może zresztą to nie ich pokolenia rozpierzchły się po świecie. Być może sami rządzący znają jedynie Zieloną Górę, i nie rozumieją tego że jakość życia w tym mieście jest nieporównywalnie niższa niż w okolicznych miastach kraju, nie mówiąc o zagranicy. Inne miasta miały niestety lepszych rządzących.

Tutejsze elity nie zdają się zresztą mieć jakiejkolwiek życiowej pokory, i są nader pewne siebie i swojego rozpoznania sytuacji. Uważny czytelnik tutejszych gazet z łatwością zdiagnozuje zadufanie. Zielona Góra okazuje się wg nich być miejscem artakcyjnym do życia, choć z uwagi na ofertę kulturalną czy rekreacyjną, nie wspominając o rynku pracy, jest to opinia raczej bezpodstawna. Chleba i igrzysk- wołają lokalni internauci na tutejszych forach.

Celują w tym nadęciu lokalni dziennikarze i politycy. Zielonogórski szowinizm dziwi raczej niż śmieszy. Jedyne czym może być podparty to piękno śródmiejskiej al. Niepodległości- obsadzonej drzewami alei spacerowej, budzącej architekturą budynków skojarzenia z alejami spacerowymi w górskich kurortach. Ciekawa i wyjątkowa jest przyroda wokół miasta, jego śródleśne, uzdrowiskowo-kurortowe niemal położenie. Więcej cudów i zalet tu nie widzę, a wady- te wyliczam chyba od dawna.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Kilka zdjęć z zielonych imprez i pikników

Wschowa, Dożynkowy piknik Zielonych, 2005 r.
Zielona Góra, Plac Bohaterów, 2005 r.
Aż się wierzyć że kiedyś my, Zieloni, mieliśmy tyle energii...

„O powstanie parku krajobrazowego Oderwaldu i Wału Zielonogórskiego”

W ramach porządków w szufladach: Apel sprzed kilku lat.


Ziemia Lubuska nie posiada zbyt wielu miejsc przyrodniczo cennych. Dlatego też my niżej podpisani chemy by zaniechano gospodarki leśnej i wycinki drzew na obszarze lasów nadodrzańskich pomiędzy miejscowością Krępa a rzeką Odrą, tzw. Oderwaldu oraz wycinki lasów porastających Wał Zielonogórski. Są to lasy unikalne w skali naszego regionu- porastają one obszary o znacznych walorach krajobrazowych- pierwszy pas wzniesień począwszy od Morza Bałtyckiego oraz malownicze zakola starorzecza Odry. Oderwald jest największym obszarem porośniętych lasami starorzeczy Odry w jej górnym i środkowym biegu.

Oderwald winien być Parkiem Narodowym. My prosimy jedynie o uznanie go za park krajobrazowy oraz o wstrzymanie wycinek drzew na jego terenie. Chcemy także objęcia tym statusem lasów za amfiteatrem i Parkiem Piastowskich, lasów porastających dawne kopalnie pomiędzy Campusem A a obwodnicą mi ejską oraz lasów pomiędzy Raculką a ul. Wrocawską i Wieżą Braniborską.Eksploatacja tych lasów przez Lasy Państwowe trwa nadal, niszczone są fragmenty lasu np. porośnięte w dużej mierze świerkami, ze względu na wysoką cenę tego gatunku drewna na rynku. Wycinane są dębowe aleje oraz inne cenne rodzaje drzewostanu.

Dlategoteż niżej podpisani pod niniejszym apelem domagają się:
-bezwzględnego zatrzymania wyrębu drzew w drzewostanach naturalnych Oderwaldu i lasów porastających Wa Zielonogórski oraz tereny pokopalniane.
-Powstrzymania wszelkich działań które mogą wpłynąć na niszczenie przyrody Oderwaldu i Lasów Wału Zielonogórskiego
-Objęcia ochroną w formie parku krajobrazowego całego obszaru lasów Oderwaldu i Wału Zielonogórskiego- dla obecnych i przyszłych pokoleń!

Zebrano bodajże 600 podpisów studentów UZ.

10 inwestycji które pomogą stworzyć z Zielonej Góry stolicę zachodniej Polski

Miasto tak dogodnie położone jak Zielona Góra- w odległości ok. 150 km od innych większych aglomeracji w pobliżu, mogłoby rozwinąć się do roli regionalnej metropolii. Tak się jednak nie stanie- miasto swe środki inwestycyjne w dużej mierze wydaje w sposób daleki od profesjonalizmu. Przykłady zasięgania opinii specjalistów lub konsultantów zewnętrznych są rzadkie, kluczową rolę w polityce inwestycyjnej odgrywają urzędnicy bez należytego wykształcenia lub politycy zwykle nie mający szerszej wiedzy w danej dziedzinie, ale nie wahający się podejmować decyzji bez zasięgania czyjejkolwiek rady.

Spróbujmy zrobić ranking takich 10 inwestycji:

- Wyprzedaż miejskich kamienic i działek w centrum miasta. Umożliwi odtworzenie życia nocnego na Starym Mieście. Dziś jest to dzielnica mieszkań socjalnych. Rewitalizacja centrum miasta.
- Gruntowna reforma układu komunikacji miejskiej, zaprojektowanie zupełnie na nowo układu linii autobusowych, obalenie monopolu MZK, wprowadzenie Zarządu Transportu Miejskiego wyłaniającego przewoźników w drodze przetargów. Pilne wprowadzenie komunikacji miejskiej na strefę pieszą celem rewitalizacji centrum miasta.
- Park technologiczno- przemysłowy wokół miasta
- Szybka Kolej Miejska łącząca Nową Sól z Zieloną Górą, najlepiej wykorzystująca istniejące torowisko do dawnego dworca południowego przy ul. Wiśniowej w Zielonej Górze.
- atrakcyjny turystycznie ogród botaniczny i/ lub zoobotaniczny. Odbudowa ogrodu do co najmniej jego przedwojennej wielkości (dziś jest 2-krotnie mniejszy), uczynienie z niego największej atrakcji miasta.
- hala widowiskowo- targowo- sportowa. Zielona Góra miejscem kongresów i targów.
-ożywienie portu lotniczego (np. poprzez jego prywatyzację- dziś jest to ostatni państwowy port regionalny w kraju), przyciągnięcie tanich linii lotniczych
-wyprzedaż miejskich terenów pod miastem, np. na os. Mazurskim, Srebrnej Polanie, przy markecie Auchan. Zatrzymywanie ich przez miasto jest blokowaniem rozwoju.
-przebudowa dzielnicy biurowo- administracyjnej pomiędzy ul. Chopina a Boh. Westerplatte. Wyburzenie „Hermesu”, „DH Centrum”, budynku poczty, budowa biurowców w tych miejscach.
-budowa systemu ścieżek rowerowych, co uczyni miasto bardziej atrakcyjnym dla studentów.
-walka o modernizację linii kolejowych dochodzących do Zielonej Góry. Odbudowa dawnej pozycji miasta jako węzła przesiadkowego. Częste połączenie kolejowe do Berlina.

piątek, 7 listopada 2008

Emigracja z Lubuskiego- częściowe dane

Na podstawie danych Kuratorium Oświaty obliczylem że 7,8 procenta przebadanych uczniów nie ma jednego z rodziców. To tylko cząstkowe dane o emigracji z terenów woj. lubuskiego.

literatura:
http://miasta.gazeta.pl/gorzow/1,37795,5888367,Kuratorium_w_koncu_policzylo_eurosieroty.html

Spotkania Liberałów w tą niedzielę- WPADAĆ!

Polskaliberalna.net
Serdecznie zaprasza
na I imprezę z cyklu
„Spotkania Liberałów”,
która odbędzie się
w niedzielę, 9 listopada 2008
o godz. 18 w klubie „Mandala”

Program:

I panel dyskusyjny: „Media niezależne. Nowa gazeta? Nowy portal internetowy?”
projekt niezależnych mediów skupiający środowiska liberalne, nowej lewicy, zielonych, nowych ugrupowań centroprawicowych. 10 minut wprowadzenia, 20 minut dyskusji
przedstawiciel Krytyki Politycznej
II panel dyskusyjny: „Liberałowie w Polsce. Historia i tradycje”
Trendy liberalne do roku 1919.
Arianie - pierwszy polscy soc-liberałowie. Liberalizm ekonomiczny w okresie międzywojennym
Bracia Niemojowscy – w poszukiwaniu patronów ruchu liberalnego.

III panel dyskusyjny: „Czy jest miejsce na formację liberalną w Polsce?”

IV panel dyskusyjny: „Socjalliberalizm, ordoliberalizm czy szkoła austriacka?”
Wprowadzenie: Zawodności rynku, teorie monopoli naturalnych, efekty zewnętrzne, rynki płytkie, regulacja rynku versus idee gospodarcze w polskiej polityce
Podsumowanie dyskusji

od 21 taneczna impreza integracyjna nie tylko dla liberałów
wstęp wolny

wtorek, 4 listopada 2008

Odnoście zmian w WFOŚ

Ów fundusz ochrony środowiska jest tylko z nazwy (vide dotowanie spalarni śmieci, przeciwko czemu ekolofzu walczą na całym świecie). Z całym szacunkiem dla p. Makarskiej czy p. Ciemnoczułowskiego, znam dokonania obu tych osób, i proszę o uprzejme wyjaśnienie- gdzie tu jest jakaś ochrona środowiska? Jakaś styczność z tymi zagadnieniami, cokolwiek. Ale- in plus dodam że są to osoby o których słyszalem że pracują i mają jakieś efekty. Dobre i to.

Szanuję tych ludzi, ale dość już mam instytucji które po prostu nic nie robią poza tym że są, a taki jest tutejszy WFOŚ. Ów fundusz nigdy przenigdy w niczym nie poparł żadnych tutejszych ekologów, przynajmniej ja nie słyszałem o takowej akcji. Owi ekolodzy o WFOŚ też chyba nie. W Krakowie taki fundusz dawał przynajmniej pieniądze na zorganizowanie pisma ekologicznego, a nasze województwo jest chyba jedynym regionem w zachodniej Polsce gdzie nic takiego o regionalnej ekologii nie ma- w Szczecinie jest "Morze i my", na Dolnym Śląsku- "Kropla", a u nas? Ci ludzie najchętniej nawet nie słyszeliby ludzi którzy w odróżnieniu od nich ową ekologią się zajmują.

sobota, 1 listopada 2008

1005 rocznica pewnej zbrodni w Międzyrzeczu

Jako ciekawostkę historyczną podam że wkrótce minie 1005 rocznica pewnej zbrodni w Międzyrzeczu. Jak podają źródla, w Polsce pierwsi eremici benedyktyńscy osiedlili się w Miedzyrzeczu.

Na początku 1002 roku dwaj mnisi eremici przybyli do Polski z Pereum (Jan i
Benedykt). Wkrótce dołączyli do nich Izaak, Mateusz i Krystyn. Rozpoczęli oni
budowę eremu ale napad rabunkowy z 10 na 11 listopada 1003 roku położył temu
kres. Ciała ich podobnie jak Wojciecha złożono w katedrze gnieźnieńskiej.
wg http://www.arekbednarczyk.republika.pl/po.shtml

czwartek, 30 października 2008

Tb808 i jego prace

Uwielbiam fotografie tb808, to wg mnie najlepszy fotograf naszego miasta. Ostatnio spotkalem go pod wieżą Bismarcka. Przy pracy- rzecz jasna.

Oto jego prace: Focus Park



Prace pochodzą z jego profilu na fotoforum GW.

Informacja o pogrzebie Mariusza Walkowiaka, wspólzalożyciela ADB

oraz Piotra Stępniaka i Anny Godziszewskiej. Zginęli tragicznie w katastrofie prywatnego samolotu na lotnisku w Zurychu.

http://www.przegladlubuski.pl/2008/10/informacja_pogrzebie.pdf

Odbudujmy synagogę!

Foto wg gazeta.pl Odbudujmy synagogę spaloną przez nazistów z SA w nocy z 9/10 listopada 1938. Fasadę synagogi można odbudować poprzez znalezienie prywatnego inwestora który w zamian za odbudowę fasady dawnego budynku będzie mógl wykorzystać jego wnętrze w celach komercyjnych. Tak w Warszawie odbudowano Palac Jablonowskich na placu Teatralnym. Teraz w środku jest bank. Pieniądze publiczne nie są konieczne by coś odbudować. Nie musi też ten budynek powstać dokladnie w tym samym miejscu i w takich samych wymiarach. Mam nadzieję że znajdą się politycy którzy pociągną sprawę. Zachęcam do odtworzenia tej ciekawej architektury i przywrócenia tego obiektu miastu.

wtorek, 28 października 2008

Babimost: może rzestawić terminal portu bliżej torów kolejowych

Problemem portu w Babimoście od wielu lat jest nieuregulowany status własnościowy. Uniemożliwia to zamontowanie na terenie portu urządzenia ILS oraz rozbudowę terminalu pasażerskiego, po to by pomieścił on jednorazowo kilkaset osób- a tyle się mieści w typowym samolocie tanich linii. Coś ma się ponoć aktualnie zmienić.

Rynek lotniczy we Polsce jest już rozwinięty tak bardzo, że możliwe jest aby do portu zawijaly tanie linie: te już się zgłaszały, być może przynajmniej do Londynu i Dublina loty będą miały wzięcie, a z zapełnieniem samolotów pasażerami czy to z Lubuskiego czy z zachodniej Wielkopolski przy dobrej koniunkturze może nie być problemu. Nawet z samego ruchu pasażerskiego i czarterów port już powinien pokryć swoje koszty.

Ruch cargo także nie powinien stanowić problemu, wbrew temu co twierdzi raport PricewaterhouseCoopers . Istotnie, zapotrzebowanie na lotnicze cargo z lubuskiego i okolic jest znikome, ale przecież sąsiedni Berlin i Brandenburgia generują gigantyczny ruch cargo- 37 tys. ton rocznie. Dobrze zarządzany port z pewnością mógłby przejąć choćby nawet i znikomą jego część, co już zapewni spore dochody. Do tego trzeba jednak kompetentnej kadry i wyposażenia.

Niestety, jak na razie marnotrawi się tylko cenny czas. Port przynosi straty, a wszyscy czekają. Obiecana ustawa o przekazaniu portów powojskowych samorządom jest już uchwalona.
Trzeba rozbudować terminal pasażerski, dodając terminal tanich linii, taki jak np. ostatnia inwestycja w Łodzi (koszt: 4,8 mln PLN). Wydaje się, że przy tej okazji władze powinny dokładnie przeanalizować zmianę lokalizacji dla nowego terminalu jeśli dojdzie do takiej inwestycji.

Najrozsądniej byłoby stary terminal przekształcić w dworzec cargo lub zaplecze techniczne, a nowy budynek wybudować możliwie najbliżej linii kolejowej Zielona Góra-Poznań, w miejscu gdzie tory tej głównej linii przechodzą najbliżej portu lotniczego. Wówczas wystarczy budowa prostego przystanku na tej linii, by rozwiązać w przyszłości problemy z dotarciem do tego portu. Wszak w Europie standardem jest połączenie kolejowe na lotniska, także w tych mniejszych miejscowościach, zwłaszcza gdy przy samym porcie prowadzi główna linia kolejowa. Takie rozwiązanie umożliwi w przyszłości szybszy rozwój tego portu . Po planowanej w przyszłości modernizacji linii kolejowej do Zielonej Góry, to kolej będzie najszybszym sposobem na dotarcie z miasta do tego portu, i warto by już teraz się do tego przygotować.

poniedziałek, 27 października 2008

Pomordują nieco zwierząt...

Gazeta Wyborcza dodatek zielonogórski donosi o planowanym strzelaniu do dzików w mieście. To jakiś skandal że ci ludzie chcą strzelać do tych zwierząt. Rozumiem ogrodzić las, jeśli są miejsca gdzie dziki naprawdę przeszkadzają. Ale strzelać? W Anglii już jest to nielegalne, "myśliwi" odpowiadają za zabicie zwierzęcia.

Czemu jak ktoś zabije psa, to dostaje zawiasy, a jak zabije dzika, to nie? Jaka to różnica? Że jedno zwierzę jest pasożytem ludzi i każdy z nich ma wielkie uczucia do nich i wydaje krocie na kosztowne operacje gdy zachorują (mój pies miał 2 razy operację na raka) a inne zwierzęta, też ssaki, to już są gorsze.

Ciekawe co by owi myśliwi powiedzieli gdyby ktoś urządził tak polowanie na nich? Ja dzika w naszych lasach nie widziałem, a mieszkam tu od urodzenia. Sarny, jelenie- tak, dziki nie.

wtorek, 21 października 2008

Muminki w Lubuskim Teatrze


Lubuski Teatr ma dobrą wiadomość dla najmłodszych widzów! Już 4 i 5 listopada (godz.9.00 i 11.00) zapraszamy dzieci na spektakl familijny Lato Muminków, czyli Narzeczone Lwa Tove Jansson. Słynne na całym świecie, inteligentne i zabawne Muminki, to dziwne, ale sympatyczne stwory z baśniowego świata, które wraz z przyjaciółmi wiodą szczęśliwe życie w swojej dolinie. Z wyglądu bardzo przypominają dwunożne hipopotamy, a na zimę zapadają w sen jak niedźwiedzie, jednak serca mają bardzo ludzkie. Tym razem niezwykła rodzinka przeżywa zupełnie niespodziewaną przygodę. Deszczowe i burzowe lato przynosi powódź i wielka fala zatapia Dolinę Muminów. One same muszą ratować swój dobytek i uciekać przed wodą. W pewnej chwili...
Co było dalej w tym barwnym i rozśpiewanym widowisku dowiecie się w teatrze. Lato Muminków zawiera również dużo humoru, pogodnego nastroju i prawdziwej życiowej mądrości. Filozofię życiową opartą na optymizmie i wzajemnej tolerancji. Przekonuje, że nie warto podawać się przeciwnościom losu, ponieważ nie ma sytuacji beznadziejnych. Paweł Szumiec, reżyser przedstawienia swoją opowieść prowadzi dynamicznie, wzbogaca muzyką, śpiewem, komputerową animacją i filmowymi kadrami. Żywiołowa reakcja młodej widowni pokazuje jak wielką radość przynosi dzieciom spotkanie z ulubionymi bajkowymi postaciami.
wg teatr.zgora.pl

O budowę ścianki szczelnej wokół kopalnii odkrywkowych

Jakiś czas temu chciałem przekonać tutejszych dziennikarzy do ekolgicznych rozwiązań przy budowie kopalni odkrywkowych i zostawiłem im ulotki na temat budowy ścianki szczelnej wokól kopalnii odkrywkowych. I co? I nic.

Nie ma potrzeby bowiem robić wielkiego leja depresyjnego, dokonuje się więc 90-metrowego "nacięcia", kopie się szczelinę, którą wypełnia się gliną. Poziom wód gruntowych nie opada więc. Jest to kosztowne, ale na Zachodzie staje się standardem przy budowie kopalnii. Ulotki przesłałem do władz gminy Brody oraz gm. Gubin. Nie wiem, co się stalo z tą moją inicjatywą. Specjalnie pojechałem na wyjazd szkoleniowy o niemieckich kopalniach węgla i byłem na spotkaniu z szefami Vattenfala, którzy opowiadali jak chronią środowisko wokół kopalń.


Projekt realizuje spółka powołana przez polskie kopalnie węgla brunatnego z okolic Konina. Spółka jest zawiązana i zarejestrowana w Ziel. Górze. Samorząd gm. Gubin wyraża zgodę, gminy Brody nie, choć się waha. Ograniczyłem się do wysłania alarmistycznej oceny wpływu na poziom wód gruntowych do obu samorządów, przekazałem także ulotki otrzymane na wyjeździe szkoleniowym w ramach Zielonego Uniwersytetu od kopalni odkrywkowych po stronie niemieckiej. Ulotki dotyczyły wspomnianej nowej technologii budowy ścianki szczelnej wokól planowanych wyrobisk, co ma uniemożliwić spadek poziomu wód gruntowych, czyli najgorszy efekt owych kopalni na region.

Należałoby dokonać oceny środowiska naturalnego na tym terenie. Nigdy tam nie byłem. Jeśli to puste pola, to strata niewielka, jeśli cenna przyroda, to mamy problem.
Dodatek: Co Karolina Jankowska z Zielonych dowiedziala się o planowanej kopalni:
"Na obecnym etapie prowadzone będą prace geologiczne polegające na
rozpoznaniu (za pomocą wierceń) i udokumentowaniu złoża węgla brunatnego "Gubin" i"Gubin-Zasieki-Brody". Koncesji nr 39/2008/p na prowadzenie tych prac udzielił Minister Środowiska Kopalni Węgla Brunatnego "KONIN" S.A. w Kleczewie, decyzją z dnia 22 sierpnia 2008 r. Z udzielonej (..) koncesji wynika, że naobecnym etapie (prowadzenie prac wiertniczych) z uwagi na brak podstaw prawnych nie wykonano raportu oddziaływania projektowanych prac na środowisko. Raport taki z pewnością będzie sporządzony przez Inwestora na etapie ubiegania się o koncesję na wydobycie kopaliny z w/w złóż węgla brunatnego."
Obecnie inwestor (Kopalnia "KONIN" i Grupa Energetyczna ENEA z Poznania)
prowadzi konsultacje z lokalną społecznością.

Lubuskie: czy jest miejsce na rynku na drugi silny dziennik regionalny?

Fakty- wyniki badań czytelnictwa pokazują iż mamy największą na rynku prasy codziennej koncentrację w Polsce. W innych regionach jest silna konkurencja na rynku popularnych gazet codziennych, zwykle każda ma po kilkanaście procent, u nas od połowy lat 90-tych panuje niemal niepodzielnie jeden tytuł- Gazeta Lubuska (Mecom), mająca 51- % udział w rynku regionalnym, wg PBC najwyższy w skali kraju, a konkretnie badanych regionów.

Kiedyś, za mojej młodość tak nie było, a połowę rynku zajmowała „Gazeta Nowa”. Znaczna część ludności codziennie rano nabywała obie gazety, a chwilami, przy okazji różnych promocji, sprzedany nakład Gazety Nowej przewyższał sprzedaż Gazety Lubuskiej. Niestety, GN padła przy okazji jednego z kryzysów lat 90-tych, ale dziś rynek jest przecież większy, ludzie zasobniejsi.

Fot. Winieta „Zielonogórskiej Gazety Nowej” jak ją pamiętam (jej egzemplarze są dostępne np. w Bibliotece Narodowej w Warszawie)

GAZETA NOWA

Może pora na większą konkurencję na rynku prasy codziennej w woj. Lubuskim. W woj. Opolskim "Polska The Times" stworzył „Gazetę Opolską”, może pora przyjdzie kiedyś na tytuł w woj. Lubuskim? W Opolu z Gazetą Opolską "Polska The Times" jest na siódmej pozycji, mają tam 5,77 %. U nas mają 11. pozycję i 0,62 % rynku.

Tab. Nowe wyniki PBC dla Lubuskiego:

Wg Polskie Badania Czytelnictwa, http://www.wirtualnemedia.pl/article/2420689_Ktore_tytuly_sa_najpopularniejsze_w_regionach.htm
Tab. Poprzednie wyniki dla Lubuskiego
wg http://www.wirtualnemedia.pl/article/2283001_

środa, 15 października 2008

34 Międzynarodowe Wschodniobrandenburskie Rozmowy Transportowe

On 16th October the "34. Internationale Ostbrandenburger Verkehrsgespräche"/ "34 Międzynarodowe Wschodniobrandenburskie Rozmowy Transportowe" will take place at Słubice.
The topic will be:"Die Integrierten Verkehrskonzeptionen der drei Euroregionen und die räumliche Entwicklung zur Förderung von Wirtschaft und Tourismus"/ "Zintegrowane koncepcje komunikacji trzech euroregionów i rozwój przestrzenny wspierający gospodarkę i turystykę"

„Zielonogórskie Perspektywy” o komunikacji drogowej w Zielonej Górze

Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Miasta
„Zielonogórskie Perspektywy”
ma zaszczyt zaprosić
na XVIII spotkanie otwarte




"Komunikacja drogowa w Zielonej Górze"


Wprowadzający:
Damian Hajduk
Rajmund Liberski
Prowadzenie Konrad Stanglewicz
22 października 2008, godzina 17.00, sala nr 2 (parter),
Uniwersytet Zielonogórski, Campus A
Wydział Matematyki, Informatyki i Ekonometrii
(budynek A-29, ul. Prof. Szafrana 4a)

Zapomiana Góra

Jesień urzeka paletą barw. Wczoraj, wiedziony przeczuciem, skorzystałem ze słońca i odbyliśmy z kolegą przejażdżkę rowerową. Mieliśmy skakać na dropach do downhillu, ale kumpel wolał pojeździć po okolicy. Wzgórza wokół Zielonej Góry, ponad 100-tysięcznego miasta, pełne wąwozów, dolin, gór, są kompletnie niezagospodarowane turystycznie. Brak tablic z mapami, kierunkowskazów. Sam nigdy bym nie trafił przez te lasy do Świdnicy, a wieży Bismarcka za pierwszym razem szukałem przez dość spory czas.


Fot. Widok z Góry Braniborskiej, autor: tb808


Ongiś zaczepili nas rzadcy tu spacerowicze pytając o kierunek na wieżę widokową, zbudowaną jeszcze przez Bismarcka. Wieża, upaństwowiona przez Lasy Państwowe, jest oczywiście nieczynna dla zwiedzających (akurat fotografował ją tb808). A najwyższy punkt okolicy- Góra Wilkanowska, na której owa wieża się znajduje, w mojej młodości oferowała wspaniały widok na otaczające doliny. Dziś całkiem zarosła.

Przeraża trochę gospodarka leśna w wykonaniu Lasów Państwowych. Ziemia Lubuska mogłaby mieć taką piękną przyrodę, takie wspaniałe lasy, gdyby nie ta firma dla której las równa się rzędy sosen, plantacja drzew o przeznaczeniu gospodarczym. Lasy Państwowe w okolicach Góry Wilkanowskiej wycinają dzikie i oryginalne poszycie leśne w tych co bardziej naturalnych fragmentach lasu. Całe fragmenty lasów grochodrzewowych (akacjowych) tamże występujących idą pod piły.

Fot. Źródelko, autor: tb808



Oglądałem trzy fragmenty wyciętych przez nich lasów świerkowych występujących na podmokłych terenach. Lasom Państwowym świerki widać są przydatne, ale nowych nie zasadzą. Ci ludzie zawsze mają gładkie wytłumaczenie, próbują sugerować że ktoś się nie zna, tudzież że drzewa były niezdrowe. Nie wierzę. A jeśli oni tną po prostu wszystko co nie jest sosną, chcąc mieć lasy gospodarcze, a nie rekreacyjne?

Gdyby nie owe lasy państwowe, na całych tych terenach możnaby posadzić różnorodne gatunki drzew, odtworzyć tu naturalne lasy jakie kiedyś porastały te tereny. Choćby tylko tam gdzie będzie to atrakcją dla turystów, choćby na owych wzgórzach. A tak- lasy państwowe. Ach, szkoda gadać.

Fot. Jeziorko w lesie, autor: tb808


Mój przewodnik zaprowadził mnie na wieżę zbudowaną na podświdnickich wzgórzach przez myśliwych. Cisza, spokój. Słychać tylko szelest przyrody, odgłos wiatru. Słońce, szpaler drzew szosy Świdnica- Ochla. W oddali jak okiem sięgnąć- lasy, doliny, hen daleko inne wzgórza, jakieś niewielkie góry nawet. Warto pedałować godzinę by dotrzeć na taką wieżę. Zjeżdżamy do Świdnicy- a tu, na ulicy Długiej, od strony Wilkanowa- jak w górach, domy zbudowane na stromym zboczu, ulica wijąca się pod wzniesieniem.

Droga którą wracaliśmy była mi nieznana. Nie ma ścieżek rowerowych, więc ze Świdnicy skręciliśmy w las gdy tylko zaczęła się ruchliwa szosa do Żar. Stromo, piękne świerki w dolince. Potem przejażdżka przez Wilkanów. Dom z własnym boiskiem do kosza, może i kortami. Kościół, zresztą nowy, schowany w głębi wioski. Ulice powstałe nagle na dawnych polach. Kiedyś domy miały numery kolejne, bez nazw ulic, dziś jest tu kilka tuzinów ulic. Jedziemy Doliną Zieloną, wyjeżdżamy na działki i przez nie, jadąc prosto, docieramy na Glinianki. Szkoda, że zlikwidowano tory kolejki do wożenia gliny jaka działała tu w moim dzieciństwie. Dziś byłaby to świetna atrakcja turystyczna dla dzieciaków, i biznes dla kogoś.
Fot. Wzgórza Piastowskie, autor: tb808



Jadę nieznaną mi asfaltową alejką spacerową łączącą os. Cegielnia z ulicą Francuską. Wyjeżdżamy na ul. Bułgarskiej. Zielona Góra od tej strony wygląda jak kurort, miasto wczasowiskowe. Osiedla są pełne zieleni, nawet słupy oświetleniowe mają coś z kurortu. Sporo osób spaceruje. A mi jakoś przykro, że tutejsze góry i górki są tak nieznane, zapomniane. Pamięta o nich tylko mój przewodnik, fanatyk downhillu, skakania na rowerze z hopek z miniskoczni jakich jest nieco w naszych lasach. No cóż, mieszkańcy Zielonej Góry mają inne, nizinne rozrywki, a nazwa miasta, jak widać, niezobowiązuje.

Adam Fularz
Fot. Dolina Gęśnika, autor: tb808


Pałac w Rogach na fotografiach


Pałac powstał w latach 1906-1913, mniej więcej wtedy gdy w Europie przekwitała moda na romantyczne siedziby arystokratyczne. Był zamkiem mysliwskim Adolfa Friedricha Augusta von Waldow. Dziś należy do szkoły wyższej. Znajduje się w gminie Lubniewice.

Jak dojechać? Jaka kultura w Zielonej Górze?

Jak dojechać?

Zielona Góra nie będzie także stolicą regionu z obecnym systemem transportowym. Do Opola, miasta o takiej samej liczbie ludności jak Zielona Góra, koleją na poranny szczyt komunikacyjny do miasta dojeżdża wg badań niezależnego audytora 5700 osób (z tym że mają też po co dojeżdżać). W Zielonej Górze w porannym szczycie mowa jest o kilkuset osobach- może tylko 300 albo 600 z czego ponad połowa to kolejarze, zresztą wystarczy przejść się rano i policzyć. Kolej nie funkcjonuje poprawnie w żadnej z relacji wokół Zielonej Góry. Pociągi kursują wolno- z prędkością handlową rzędu 30 km/h, nader rzadko- zwykle co kilka godzin, co powoduje że niemal nikt z nich nie korzysta, poza kolejarzami i ludnością z wiosek skazanych na ten środek transportu. Władze samorządowe poniosły druzgoczącą porażkę w reformowaniu kolei regionalnych.

A to dzięki kolei- jej wygodzie i szybkości podróży jaką ten środek transportu daje, Zielona Góra mogłaby odzyskać pozycję stolicy regionu. W Leeds, gdzie mieszkam, udział kolei w przewozach do centrum pobliskiego Manchesteru wynosi aż 40 %. W naszym regionie udział kolei w jakiejkolwiek relacji zwykle oscyluje wokół co najwyżej kilku procent, a w przewozach transgranicznych 3,08 procenta (dane z 2004 r.).

Komunikacyjna stolica regionu?

Do Świebodzina, Szprotawy i Głogowa w 35 minut, do Żar i Kożuchowa w 20 minut, do Żagania i Lubska w 25 minut, do Gubina w 40 minut- czasy przejazdu jak najzupełniej możliwe. To sprawny system transportu regionalnego mógłby uczynić z Zielonej Góry prawdziwą stolicę regionu, do której wpada się na zakupy czy do teatru, podobnie jak ma to miejsce z Poznaniem czy Wrocławiem. Przecież przed wojną przez to województwo pociągi mknęły z prędkościami rzędu 160 km/h! Dzisiaj dawne linie wysokich prędkości rozkradziono, jak tą z Lubska do Gubina. Nie istnieją nawet połączenia do 100-tysięcznych miast w sąsiedztwie Zielonej Góry- Legnicy, Cottbus czy Gorzowa.


Samorządy przez lata tylko bezczynnie patrzyły na to jak PKP większość środków na modernizacje linii lokuje w innych województwach. Dziś linie kolejowe w woj. Lubuskim to ruina, a jego mieszkańców ograbiono z wartej setki milionów infrastruktury (wg moich szacunków wytransferowano 800 mln w ciągu 10 lat). Tak źle z koleją nie jest chyba w żadnym regionie tej części Polski. Nawet w Polsce można: w wielu innych województwach kolej funkcjonuje całkiem poprawnie, jak np. w woj. Opolskim, gdzie w szczycie pociągi osobowe kursują co 30 minut. W woj. Mazowieckim powołano nawet dwie nowe spółki samorządowe do obsługi połączeń, podobne plany realizuje wiele innych samorządów (np. ruszają niezależne, samorządowe Koleje Dolnośląskie na południe od nas), tylko nie nasz.

A może dolecieć?

Władze samorządowe poniosły także porażkę w dziedzinie portu lotniczego w porównaniu z wyczynami innych samorządów. Port lotniczy, ulokowany wcale nie daleko od centrum miasta (jedna trzecia portów lotniczych w Polsce jest ulokowana dalej niż ten zielonogórski, niekiedy dystans sięga nawet ponad 60 km!) jest niewykorzystany, jego liczba pasażerów jest kilkudziesięciokrotnie niższa niż np. portu w Rzeszowie.


Władze od wielu lat nie potrafiły porozumieć się z wojskiem odnośnie losów tego portu, mimo że to samo udało się np. w Olsztynie-Szymanach (53 km od centrum Olsztyna) gdzie rozpoczęto jego rozbudowę pod tanie linie lotnicze. W tej dziedzinie Zieloną Górę wyprzedziła cała Polska- do innych miast latają tanie linie wożące setki tysięcy pasażerów rocznie, do nas latają ciężko subsydiowani przewoźnicy których roczne przewozy to równowartość 10 kursów boeingów tanich linii. A tanie linie się nie pojawią póki port nie będzie miał kompetentnych managerów i systemu nawigacji takiego jaki mają wszystkie pozostałe porty lotnicze w tym kraju.

W sprawie portu nie zrobiono dosłownie nic, poza subsydiowaniem państwowego przewoźnika sumami za które skusiłoby się wiele tanich linii mogących dowozić turystów z Europy nad lubuskie jeziora. Zresztą jest to stereotypem jakoby port lotniczy musiał funkcjonować wokół jakiegokolwiek większego miasta- w wielu krajach z powodzeniem rozwijają się porty lotnicze zupełnie na prowincji, z dala od większych ośrodków miejskich, czego przykładem jest irlandzki port Shannon obsługujący kilka milionów podróżnych rocznie. Do Polski wracając, w Rzeszowie port lotniczy rozbudowano do rangi portu transkontynentalnego, będzie on od połowy 2007 r. poza tanimi liniami

Kultura? Leży także.

Jeszcze w latach 80-tych tutejsza filharmonia szczyciła się również tytułem Opery Kameralnej i organizowała takowe przedstawienia w zabytkowych wnętrzach zamków i pałaców Ziemi Lubuskiej. Przecież przed wojną, w 1931 roku to miasto zbudowało teatr operowy. Dziś teatr operowy ma nawet Rzeszów czy pobliski Frankfurt nad Odrą, natomiast w Zielonej Górze takie idee wywołują zdziwienie. Lokalny teatr nie odnosi sukcesów, zniknęła scena lalkowa mimo ze w wielu innych miastach tej wielkości (np. Słupsku, Toruniu, Rzeszowie, Łomży) z powodzeniem funkcjonują odrębne teatry lalkowe niekiedy porażające gigantomanią, jak w Rzeszowie.

W Zielonej Górze powinno się przeprowadzić gruntowną reformę tutejszego teatru, rozdzielając go na kilka odrębnych organizacyjnie przedsięwzięć wg spełnianych funkcji: teatr impresaryjny ściągający do miasta sztuki zewnętrznych teatrów, w tym także opery, teatr ze stałym zespołem, oraz teatr lalkowy. Mogą one funkcjonować w tym samym budynku, lecz rozdzielenie organizacyjne tych struktur na zupełnie odrębne od siebie organizacje umożliwi łatwiejsze nadzorowanie rezultatów ich pracy. Teatr na ul. Niepodległości powinien także odzyskać (po koniecznej przebudowie) rolę sceny operowej dla tego regionu, jaką pełnił przed wojną. Niestety- władze samorządowe które dzierżą pieczę nad tymi przybytkami kultury, preferując status-quo i odwlekając reformy powodują tylko ich dalszą zapaść.


(...)

poniedziałek, 13 października 2008

Propozycja obwodnicy Zawady

Zawada ma problem- mimo powstania drogi S3 ruch przez wioskę nieznacznie tylko zmalał. Oto propozycja obwodnicy omijającej wioskę i wykorzystującej juz wybudowany fragment obwodnicy wioski od strony północnej, wprowadzający szosę do Jan i Przytoku na most nad trasą S3. Od tej drogi (nr. 279) odeszłaby nowa droga przebiegająca równolegle do S3 na terenie wioski, a potem odeszłaby w las by połączyć się z ul. Poznańską, drogą powiatową Zielona Góra- Sulechów.

niedziela, 12 października 2008

Z wizytą w, jak głoszą plotki, więzieniu dla dzieci

Z blogów Salonu 24



Powrót do miejsc znanych z dzieciństwa miał dziś scenerię z filmu grozy. Tonący w mroku pałac cesarzowej Herminy, żony ostatniego cesarza Niemiec, dzieci biegające wokół zakratowanych okien. Opowieść oprowadzającego mnie przyjaciela o tym jak to w pałacu dosłownie więziona jest „trudna młodzież”, normalne dzieci z problemami są otumaniane lekami psychotropowymi, stosowanymi jako tani substytut prawdziwej terapii bez leków, rozmaitych warsztatów mogących niepełnoletnim więźniom polskiego systemu opieki medycznej dać jakieś pasje, zainteresowania. Zamiast pomagać im znaleźć pasje otumania się je lekami, bo tylko to potrafią tamtejsi lekarze. Nie wiem na ile to prawda, ale historię tą opowiadały dwie różne osoby.

Weekendowa wycieczka do przełomu Odry tam gdzie do Odry uchodzi Śląska Ochla zaskoczyła mnie. Z Bukowej Góry położonej nad samą Odrą rozpościerał się widok na całą pradolinę Odry. Jesień pomalowała świat na żółto i pomarańczowo, a zachód słońca zaszczycił jesienny pejzaż złotą poświatą. Zszedłem ze stromego piaszczystego zbocza, stworzonego przez morenę polodowcową, nad rzekę, by spojrzeć na przedwojenne jeszcze grodzie samoczynnie zamykające się gdy Odra wylewa. Z trwogą pomyślałem, czy aby ów nieremontowany stuletni zabytek jeszcze się samoczynnie zamknie na kolejną powódź stulecia. Ale niemiecka robota jest solidna- przed wyjazdem odwiedzaliśmy koleżankę. Pokazała na sąsiednią poniemiecką kamienicę, i stwierdziła iż wg mieszkańców tego budynku jest to pierwsza wymiana dachówek od jego zbudowania równo 95 lat temu.

Potem przedzieraliśmy się lokalnymi drogami. Cieńka kreska w typowym atlasie Polski oznaczająca drogę Bobrowniki- Dąbrowa wcale nie oznacza że jest to droga utwardzona choćby żwirem, mimo że prowadzi do największej atrakcji turystycznej okolicy. Tylko jakimś cudem nie zagrzebaliśmy się w piasku, szorując na długich odcinkach miską olejową po wybrzuszeniu między piaszczystymi koleinami. W takich lokalnych dziurach nigdzie nie ma kierunkowskazów, więc drogę do Zaboru minęliśmy, docierając aż do Milska. Przed wojną był tu most przez Odrę, dziś jest prom, ale podobno na wielu zachodnioeuropejskich mapach i systemach GPS owego mostu nie zmazano, i kierowcy parę razy o mało nie zatonęli rozpędzonym tirem w nurcie rzeki.

Zabór to ryneczek i podkowiaste założenie urbanistyczne na wzór malutkiego Wersalu, zniszczone budynkiem straży pożarnej po jednej stronie przypałacowych czworaków, a płotem boiska po drugiej. Tutejsza rezydencja ongiś należała do Fryderyka Augusta Cosel, syna słynnej hrabiny Cosel, a potem mieszkała tu Hermina Schönaich, ostatnia żona cesarza Niemiec Wilhelma II. Słyszałem historię ich poznania się- podobno Hermina odratowała cesarza (już wówczas abdykowanego) gdy jego samolot rozbił się pod Zaborem. Wersja ta wg historyków była ukartowaną blagą dla mediów.

Pałac cesarzowej tonął już w mroku. Zakaz wstępu- groziły tablice, ale pamiętałem z dzieciństwa, że nikt się nimi nie przejmował. Przypałacowy park wyglądał psychodelicznie, tonął już w zmierzchowej poświacie. Alejka prowadząca nad jezioro kiedyś kończyła się pomostem, a w wodzie rosły orzechy wodne i wodne paprocie. Dziś kończy się trzcinowiskiem, aby dojrzeć jezioro musiałem się wspiąć na drzewo. Wracając ominęliśmy obrośnięty bluszczem pałac z drugiej strony.

Mój przewodnik kuśtykając z laską po tonącym w mroku parku opowiadał mi o owej instytucji medycznej tamże się mieszczącej. Są w niej „trudne dzieci”- zwykle najzupełniej normalne, tylko niewielka część ma schizofrenię i tym podobne zaburzenia. Trafiają tu dzieci które bija inne dzieci, dzieci z trudnych rodzin, ofiary domowej przemocy, córki gwałcone przez ojców-pedofili, słowem dzieci z którymi za bardzo nie ma co zrobić.

Mój przewodnik miał styczność z tymi dziećmi, uczył je ongiś czegoś. Może to tylko plotka, ale wg niej ponoć nie ma pieniędzy na stałe warsztaty dla tych dzieci, na uczenie je czy to jogi, czy capoeiry, czy grania na rozmaitych instrumentach, szprycuje się je lekami aby je uspokoić. Medycyna XIX-wieczna. Dzieci mają co prawda malutki basen. Ale owa instytucja jest wg niego najzwyklejszym więzieniem dla dzieci. Młodsze dzieci są wg niego tylko przestraszone, natomiast starsi więźniowie są już agresywni, niemili dla innych. Na zajęciach wyśmiewają innych.

Fasada zamku od strony jeziora porośnięta była pnączem, a w nim zakratowane okna. Za zarośniętą łopianem fosą pod zakratowane okno podchodziły jakieś dzieci. Nagle rozległ się podniesiony głos, w zasadzie wrzask wychowawcy, i odgłosy zastraszonych dzieci. Dwójka dzieci czających się pod oknem odbiegła za przyporę. Wskoczyłem do porośniętej łopianem fosy, podbiegłem do owych 11-to czy 12-letnich dzieci ubranych w kolorowe bluzy skejtowe. Wypytywałem co i jak. Poznały jakieś dziecko z owego pałacu w sklepie przy ryneczku. Gdy je pytałem o zachowanie owego dziecka, powiedziały że było jak najbardziej normalne, wcale nie szurnięte. Podeszeły z nim porozmawiać przez zakratowane okno, i wtedy do krat zleciały się wszystkie młodsze dzieci, i nadszedł zwabiony hałasem wychowawca.

Wg nich dzieci z "więzienia" nie wychodzą, chyba że tam- pokazały na wschód- na boisko, albo do lasu. Szkoła dla tych dzieci jest w środku, w pałacu, do miasteczka więc nie wychodzą. A mnie ciarki przeszły. „To więzienie” – powiedziałem tym dzieciom i odeszliśmy. Jaką winę ponoszą mający podobno problemy z nerwami, czy to z zachowaniem owi nieletni pensjonariusze pałacu tonącego w postkomunistycznej estetyce niedbale otynkowanych ścian pełnych zacieków? Co zrobiły że odgrodzono je od świata, że nie bawią się z innymi dziećmi? To ma być służba zdrowia, czy wiek XIX? Plotki głoszą że jest na psychotropy, a nie ma na terapeutów, na stałe warsztaty? Wreszcie- jak odnajdą się w normalnym życiu dzieci wychowane możliwe że i w więzieniu, pod totalitarnym kloszem Pana Ordynatora?

Co by się stało, gdyby ów ośrodek sprywatyzowano? Czy ten ciekawy pałac o rokokowych, nikomu niemal nie znanych wnętrzach dalej byłby zamknięty dla zwiedzających? Czy park byłby nadal totalnie zaniedbany, fosa bez wody, most nad nią podparty morzem kołów, gigantyczna fontanna wielkości jeziora- pusta, a samo jezioro niewidoczne, oddzielone szpalerem trzcin od alejki? Czy prywatny właściciel okrutnie trzymałby dzieci pod kluczem, za kratami? Czy chodziłyby one do szkoły w pałacu, czy też może do tej normalnej, w miasteczku, jeśli są normalnymi, może i trudnymi dziećmi? Wreszcie- czy to aby nie jakaś XIX-wieczna placówka robiąca za jakiś koszmarny dom dziecka? Czy tak jak głoszą plotki- chemicznie leczy się najzupełniej normalne, choć trudne dzieci, bo podobno większość pensjonariuszy tego więzienia właśnie taka jest? Polska służba zdrowia- kto tak naprawdę ją kontroluje, i ile takich przybytków dla dzieci tak naprawdę istnieje? Rzut beretem dalej, w pałacu w Przytoku jest przecież podobna placówka!

Foto: Widok z pałacu, w głębi pusta fontanna, a dalej podkowiaste czworaki. (gazeta.pl)

Stare, archiwalne zdjęcia:




Ilu mieszkańców mieszka wg ciebie w Zielonej Górze?